Blog zawieszony do odwołania

Sprawy, jakie wkradły się w moje (i tak już beznadziejne) życie, totalnie zabrały mi resztki czasu, na to opowiadanie. Nie usuwam go, bo znając mnie będę miała chęć do niego powrócić. To po prostu "mały" kryzys. Czy popadłam w depresję? Nie wiem, może. Mam napisane dużo rozdziałów z dalekiej przyszłości bohaterów. Nie chcę ich porzucić, wręcz wyrzucić w kąt. Chcę by żyli dalej, ale jeszcze nie teraz. Ktoś, kto w ogóle czyta to opowiadanie (bardzo mi miło), musi się niestety na chwilę obecną zadowolić rozdziałami które już tutaj są. Może wrócę na jakieś Święta. Taki prezent xD zobaczymy... bye! Do napisania!

P.S. Póki co mogę zaprosić na bloga, który będzie funkcjonował, bloga mojego i mojej przyjaciółki, o zespole 30 Seconds To Mars (http://thirtysecondstomars-by-mary-and-alice.blogspot.com). Wiadomości, ciekawostki, głównie od roku 2002, choć starsze w odpowiedniej zakładce też się znajdują. Miło powspominać, bo jak wiadomo zespół ma teraz przerwę (oby nie długą, chcemy nowości, plotek a przede wszystkim nowej płyty) :)

sobota, 12 listopada 2011

Rozdział 17: Zakład

Mężczyźni prowadzili Gabrielle po schodach, coraz wyżej i wyżej. Serce w jej piersi biło jak oszalałe. Miała na skórze gęsią skórkę. Przyspieszony oddech nie trudno było dostrzec. 
- Boisz się? - Zapytał z uśmiechem Norton.
- Może trochę. 
- Bez ekscytacji, moja droga. Ostrzegam cię, że to mieszkanie nie jest już pierwszej młodości i potrzebny jest remont. Gdyby było więcej czasu, przyszłabyś na gotowe, gdy wszystko byłoby zapięte na ostatni guzik. O-ho! Jesteśmy! - Uśmiech na twarzy Tomo mimowolnie się poszerzył.
Cała trójka stała właśnie przed drzwiami do mieszkania o numerze '73'. Gabrielle zaśmiała się w głos. 
- Przypadek bezpodstawnego śmiechu - wtrącił Norton - hm, na psychiatrii to ciekawe zjawisko. Co cię tak śmieszy?
- Mieszkanie ma numer '73'.
- Tak, widzimy. - Odpowiedział za obu mężczyzn Tomo.
- Cyfra siedem, to dzień moich urodzin, a trzy to miesiąc - wyjaśniła.
- Zatem urodziłaś się siódmego marca? - Ciągnął dalej Chorwat.
- Tak.
- A więc to mieszkanie jest dla ciebie stworzone. - Skwitował doktor. - Gabi, masz w ręce mały pęk kluczy, na co czekasz? Śmiało otwieraj. 
- Drzwi wejściowe otwiera się tym kluczem z napisem 'Enjoy!' - Pouczył ją gitarzysta. Posłusznie i już bez słowa chwyciła za klamkę, włożyła klucz do zamka i przekręciła. Nacisnęła niepewnie na klamkę. Szła pierwsza. Na chwiejnych nogach przekroczyła próg swojego nowego domu. Myślała, że to, co teraz się dzieje to przepiękny sen, z którego nie chciałaby się w ogóle obudzić.

Kawalerka faktycznie potrzebowała remontu. Jared nie był tutaj od czasu rozstania z Cameron. Zbyt dużo tutaj mu ją przypominało, aby mógł wrócić. Nawet ściany, nawet ustawienie mebli. W powietrzu czuł jej zapach i obecność. Chwilę ciszy przerwał Tomo:
- I jak? Podoba ci się? Potrzeba re... - tutaj przerwał, bo zauważył, że dziewczyna zakrywa dłonią usta.
- Widzę w tym miejscu coś pięknego. Ba! Ono jest najpiękniejszym miejscem jakie widziałam.
- Oj Tomo, nasza koleżanka ma olbrzymią wyobraźnię. - Roześmiali się. Gabrielle mówiła przez łzy, ale były to łzy szczęścia. 
Skierowała się do maleńkiej kuchni tuż po prawej stronie mieszkania. Stare białe szafki nie dodawały jej uroku. Na podłodze popękane płytki, były łamigłówką nie do rozwiązania. Z sufitu zwisała samotna żarówka. Wilgoć od sąsiada z góry, który często zapominał zakręcić kran dała się tutaj nieźle we znaki. Był to już człowiek sędziwego wieku, cierpiał też na Alzheimera. W zeszłym roku dobrowolnie wyprowadził się do Domu Spokojnej Starości na obrzeżach LA. Gabrielle opuszkami palców dotykała każdą rzecz w tym mieszkaniu. Chciała je nie tylko zobaczyć, ale również i poczuć. Najlepiej całą sobą. 
- O Boże! Mam lodówkę! - Ujrzała w kącie kuchni małą białą skrzynkę. 
- Jared wspominał mi kiedyż, że chyba nie działa. Kupimy nową. - Skwitował krótko Tomo.
- Ale ona jest piękna! - Powtórzyła brunetka.
- A powiedz mi kochana, co tobie tutaj się podoba? - Zapytał ciekawski doktorek.
- Nic. Nie! - Wrzasnęła. - To znaczy wszystko mi się podoba. Jest niezwykłe, magiczne i... chyba moje. - Końcówkę tego zdania dodała niezwykle cichutko. 
- Gabi, to jest twoje i nie musisz się z tym ukrywać - gitarzysta objął ją ramieniem.
- Wiecie co? Kocham was obu. - Teraz to ona wtulała się w silne męskie ramiona. 
- Norton słyszysz?! Co to za wyznania! Gabi, ale wiesz, że mam narzeczoną?
- Śmieję się przecież, głuptasie!
- No to może wyjdziemy już z tej ciasnej kuchni? Pokój czeka na oględziny. - Tomo wyszedł pierwszy, reszta podążyła krok w krok za nim.
- Jest... - nie dokończyła.
- Piękny! - Odpowiedzieli chórem mężczyźni za nią.
- Wybierzesz farbę, a my nadamy tej przestrzeni trochę koloru. Jared ze względu na swoją pedantyczność wszystkie pomieszczenia pomalował na biało.
- Tak, zauważyłam. - Poparła Tomo. - Ożywimy to mieszkanie. Ach! Myślę, że to sen. Ale nie uszczypniecie mnie, niech trwa dalej. Nie chcę się z niego budzić. A to co? Wskazała ręką na parapet, na którym znajdował się uschnięty już, rzadki okaz czarnej doniczkowej róży. Długa łodyga, w której niegdyś tętniło życie, zmieniła kolor z zielonego na ciemnobrązowy. Długie listka trzymały się już ostatkiem sił. Tak samo, jak zaschnięty kwiat. Lekki jeden powiew wiatru, wywołanego na przykład ruchem ręki, sprawiał, że kolejne płatki spadały na parapet, a stamtąd na podłogę. 
- Długa jest historia tego kwiatka - dodał Tomo.
- Chcę posłuchać! - Wykrzyknęła z wielkim entuzjazmem w głosie.
- Należała do mojego kolegi... ale nic więcej ci nie powiem. To już przeszłość. Ona umarła. 
- Ten kolega, to ten cały Jared, tak?
- Tak, to on.
- Chyba poświęcał jej mało miłości.
- Oj zdziwiłabyś się.
- I tak dalej twierdzę, że odrobina uczucia ożywiłaby ten kwiatek.
- Ach, te kobiety! - Wtrącił się z uśmiechem Norton. - We wszystko pakują uczucia.
- A to coś złego? - Skrzyżowała z udawaną powagą ręce na piersi.
- Nie, oczywiście, że nie. Jak to ktoś mądrze powiedział: Mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus. Może po prostu ten 'ktoś' miał rację? - Zapytał Norton.
- Może gdyby to uczucie, o którym tu mowa, byłoby dane temu kwiatkowi parę lat temu, dałoby się go uratować, ale teraz nadaje się do wyrzucenia. - Tomo chwycił doniczkę pod pachę.
- Nie! Co ty robisz? Zostaw ją. Ja ją przywrócę do życia. 
- A jesteś czarodziejką i masz nadprzyrodzone moce ożywiania martwych rzeczy? - Zaśmiał się w głos.
- Mogę się założyć. - Powiedziała stanowczo, przytupując prawą nogą. 
- O co?
- Hm, jak przegram, to pozwolę ci ją własnoręcznie wyrzucić.
- A co, jak wygrasz?
- Nie wiem. - Zrobiła słodką minkę, wypinając dolną wargę do przodu. - O, czekaj! Wiem! Jak wygram, to opowiesz mi historię związaną z tą rośliną.
- W sumie, chyba mogę się zgodzić. - Podał brunetce rękę. - Zakład. - Uścisnęli sobie dłonie. - Edward, przypieczętuj, jesteś świadkiem zakładowej porażki tej młodej damy.
- Nie bądź taki pewien. - Zaśmiał się doktor.
- Po kogo stoisz stronie? Po stronie facetów, wierzących w rzeczywistość, czy po stronie młodych kobiet-marzycielek? - Zapytał nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Po stronie wygranych. No dobrze. Została nam jeszcze łazienka, ale obejrzycie ją sami. Ja muszę już jechać do szpitala. Takie życie lekarza. Do zobaczenia! - Machnął ręką na pożegnanie i zniknął z prędkością światła. 
- Też możemy w sumie iść. Gabrielle? - Zapytał gitarzysta, widząc że dziewczyna odwróciła się do niego plecami.
- Jeszcze chwilkę. Chcę nacieszyć wzrok.
- Skarbie, zrobisz to jeszcze milion razy. Chodź, wybierzemy farbę, a potem zadzwonię po jakąś ekipę i ożywią to wnętrze.
- Tomo, nie - zaprotestowała.
- Słucham? - Myślał, że się przesłyszał. - Jak to nie?
- Chciałabym je sama pomalować, sama poustawiać meble. Skoro ma być ono moje, to chcę zrobić wszystko sama. 
- Hm, ok. Wybierzesz farbę, a ja ci w tym pomogę. Pomalujesz, a ja poprawię twoje niedociągnięcia - puścił jej oczko - ale meble? Sama nie zdołasz ich ustawić. Tutaj potrzeba ręki faceta. A poza tym, trzeba kupić nową kanapę. Ta szafa - wskazał na mebel - kiedyś miała lustro. Jak tylko dotkniesz ją palcem, to się rozpadnie. Jared parę razy się na niej wyżywał. W kuchni meble nie są zniszczone, ale potrzeba parę dodatków, lodówka, żyrandol, bo zbity.
- Może masz rację - przyznała smutno.
- Spokojnie, wszystkim się dziś zajmiemy. Nie chcę byś była smutna, masz się cieszyć. Całe życie przed tobą. - Wtuliła się nagle w Tomo i powiedziała ciche: 
- Dziękuję.
No, już, już, starczy tych podziękowań, nie wiem, które to już dzisiaj. - Zaśmiał się ponownie. Cały dzień był w skowronkach, wiedział, że postępuje słusznie.
- Wiesz, chyba ten twój kumpel, co tutaj mieszkał jest okropny.
- Dlaczego tak mówisz?
- Zniszczył swoje mieszkanie. Przecież ono mu nic nie zrobiło. Jakiś sadysta. Skoro wyżywa się na meblach, co by mógł zrobić żywej istocie?
- Wiesz, historia tego mieszkania jest długa.
- Pewnie taka sama, jak kwiatka na parapecie?
- Tak, dokładnie.
- Aha, czyli dowiem się później.
- Może tak, może nie. Zobaczymy, czy wygrasz zakład. A teraz chodź, nie chcemy przywitać zamkniętych drzwi w sklepach. Czekają nas małe zakupy, czyli to co Tygryski lubią najbardziej.
- Czy ty właśnie nazwałeś mnie Tygryskiem? - Zapytała pokazując szereg równych ząbków, gdy byli już na schodach klatki.
- Nigdy nie oglądałaś Kubusia Puchatka? - Zapytał z niedowierzaniem.
- A kto to?
- Oj musimy dużo nadrobić. Mnie pokazała go maleńka córeczka mojej kuzynki.
- Już się boję. 
- Nie marudzimy, nie marudzimy, tylko wsiadamy do samochodu. - Pociągnął ją delikatnie za ramię.
Po pół godziny i zaliczeniu małego korku, co w Ameryce jest dosłowną tradycją, znaleźli się w centrum handlowym.

- Wow! Ile tutaj świateł! - Nie posiadała się z zachwytu.
- Wiem, potrafią zrobić wrażenie. Najbardziej lubię oświetlenie na Boże Narodzenie. Zapiera dech w piersiach. Czuje się tego Ducha Świąt. - Zauważył, że Gabrielle nagle posmutniała. - Co się stało?
- Ty pewnie miałeś super święta, każdego roku, a ja? Tak naprawdę nigdy nie miałam świąt. Zawsze ukrywałam się w mroźne dni, bo John spraszał do domu kolegów. Takich samych pijaków jak on. Nie chciałam mieć z nim do czynienia. Chodziłam do schroniska młodzieżowego tak długo, aż mnie stamtąd nie wyrzucili. Chyba za często przychodziłam. A potem wiek mi na to nie pozwalał. Przekroczyłam magiczną dwudziestkę.
- Gabi, to przyszłość, to już było i nie wróci. Nie rozpamiętuj złych chwil, popatrz na te dobre, te które trwają teraz. Zaczynasz od nowa, masz przy sobie przyjaciół-nas, i to się liczy.
- Wiem, masz rację. Ale ciężko mi zapomnieć. To jest jednak w mojej głowie i tak łatwo nie da się tego wyrzucić. Przeszłość boli nadal.
- O tak, tutaj się zgodzę. Ale postaraj się, choć trochę. Przynajmniej dla mnie i dla Nortona - słodko się uśmiechnął - zgoda?
- Tak, zgoda.
- Dobrze, tak więc ruszamy do sklepów. Gdzie chciałabyś najpierw pójść?
- Nie wiem – znowu słodka minka.
- To może najpierw kolor ścian. Idziemy po farby. - W mgnieniu oka znaleźli się obok wiaderek i wiadereczek z kolorową mazią. – Jaki kolor?
- Co za wybór!
- Wiem, kiedyś były góra 3 kolory, a dzisiaj, cała paleta barw.
- No to może ten? – Wkazała na niebieski.
- Do czego?
- Do pokoju? Taki zimny? A jak przyjdą do ciebie goście w odwiedziny na przykład ja? To nie jest przyjazny kolor. – Oznajmił.
- Masz rację. A może ten miodowy?
- Ten mi się podoba. Ciepły i stonowany. Ten żółty nie razi, jest ok. No to teraz łazienka.
- Łazienkę chciałabym ciemną i nie pomalowaną farbą. Marzą mi się płytki.
- OK. pani życzenie jest dla mnie rozkazem. – Ukłonił się jak rasowa baletnica, wywołując głośny śmiech brunetki. – A kuchnia?
- Szary.
- Żartujesz?
- Nie, mówię poważnie.
- Ale ten szary byłby przeplatany jakimś fajnym wzorkiem, a od połowy płytki.
- Widzę masz wizję. Wyobraźnia pobudzona.
- Głupio mi.
- Dlaczego?
- Wydajesz na mnie pieniądze i to mieszkanie. Chyba nigdy ci się nie odwdzięczę.
- Nie chcę tego słuchać. Jeszcze raz wspomnisz o forsie, a się na ciebie poważnie obrażę. Mam jej trochę i chcę się podzielić, to źle? – Chciała coś powiedzieć, ale jej przerwał. – Ciii, nic nie mów. Kończymy ten temat i nigdy już go nie poruszymy, OK.?
- Chyba nie mam wyjścia.
- Bardzo dobrze, dobra Gabi – pogłaskał ją pociesznie po głowie, jak małego pieska.
Po piętnastu minutach w sklepie z farbą, kolor został wybrany i ruszyli dalej, zwiedzać centrum. Kolejnym celem był sklep z tapetami i różnymi wzorkami na ścianę. Gabrielle wybrała jaskółkę. Wzór borowego koloru, pasujący idealnie do szarości. Sama jaskółka to symbol stabilności, marzenia o rodzinie, które kiedyś chciałaby zrealizować. Symbol oddania i wiecznej miłości. Dlatego właśnie go wybrała. Wieczna marzycielka musiała mieć właśnie coś takiego w swoim mieszkaniu. Później wybrała panele, łudząco przypominające prawdziwe drewno, do małego korytarzyka, w którym miała stanąć mała szafka na buty. Nie wyobrażała sobie, że do montażu potrzeba tyle listew, wkrętów, śrubek. To wszystko było dla niej jedną wielką magią. Przyszedł czas na płytki do kuchni i do łazienki. W łazience ciemno bordowy kolor pasował idealnie i przypominał o jaskółce. Z kolei kuchnia pomimo szarości na ścianie i dodającemu urokowi ptakowi była utrzymana w jasnych barwach. Płytki były białe z cienkimi mazgajami koloru seledynowego. Na sam koniec przyszło wybieranie mebli. Pierwsza została wybrana nowa lodówka. Gabrielle była zachwycona średnią lodówką, koloru metalowego. Była tak błyszcząca, że można było zobaczyć w niej swoje odbicie. No i jeszcze uroku dodawał jej podświetlony na niebiesko wbudowany zegar, wyświetlający dokładną godzinę i datę. Szafka do korytarzyka zrobiona z wikliny, ale wyglądająca na solidną. Tomo podpowiedział jej żeby wzięła wiklinowy wazon do kompletu. Nie można było co prawda do niego wstawić prawdziwych kwiatów, ale sztuczne bądź parasolkę, owszem. Wybrana została do pokoju nowa kanapa, wyglądająca po rozłożeniu jak jedno wielkie łoże małżeńskie. Duża szafa ciemnej barwy, prawie czarna z półeczkami w środku zachwycała prostotą i elegancją. Do niej została dobrana komoda. W kuchni Gabrielle nie chciała zmieniać szafek, chciała żeby coś zostało po starym wystroju, a poza tym nie były bardzo zniszczone.
Tomo poprosił o przywiezienie tych wszystkich rzeczy pod wskazany adres i o odpowiedniej godzinie. Po czym zabrał Gabrielle na obiad. Czujnym wzrokiem obserwował, czy żaden paparazzi go nie śledzi. Vicki nie mogła się dowiedzieć, że spotyka się on za jej plecami z jakąś dziewczyną. Żadne tłumaczenia by nie zadziałały. Kobieta, która jest zazdrosna potrafi zrobić z miłości niepojęte rzeczy.


----------------------------------------
Po długiej nieobecności (dużo się w moim życiu działo i jeszcze sytuacja z blogiem) wróciłam xD Przepisywałam rozdział z kartki, w ogóle nie czytając tych wypocin, więc jakby były jakieś błędy, choćby nawet składniowe to z góry przepraszam ;]