Blog zawieszony do odwołania

Sprawy, jakie wkradły się w moje (i tak już beznadziejne) życie, totalnie zabrały mi resztki czasu, na to opowiadanie. Nie usuwam go, bo znając mnie będę miała chęć do niego powrócić. To po prostu "mały" kryzys. Czy popadłam w depresję? Nie wiem, może. Mam napisane dużo rozdziałów z dalekiej przyszłości bohaterów. Nie chcę ich porzucić, wręcz wyrzucić w kąt. Chcę by żyli dalej, ale jeszcze nie teraz. Ktoś, kto w ogóle czyta to opowiadanie (bardzo mi miło), musi się niestety na chwilę obecną zadowolić rozdziałami które już tutaj są. Może wrócę na jakieś Święta. Taki prezent xD zobaczymy... bye! Do napisania!

P.S. Póki co mogę zaprosić na bloga, który będzie funkcjonował, bloga mojego i mojej przyjaciółki, o zespole 30 Seconds To Mars (http://thirtysecondstomars-by-mary-and-alice.blogspot.com). Wiadomości, ciekawostki, głównie od roku 2002, choć starsze w odpowiedniej zakładce też się znajdują. Miło powspominać, bo jak wiadomo zespół ma teraz przerwę (oby nie długą, chcemy nowości, plotek a przede wszystkim nowej płyty) :)

poniedziałek, 23 maja 2011

Rozdział 1: Szansa

Gabrielle obudził, jak co rano dźwięk alarmu w telefonie, który jej sąsiad miał ustawiony jako budzik. Ściany były tutaj takie cienkie... Głośne brzmienia Nirvany, The man who sold the world, którą tak kochała, rozpoczynały każdy nowy dzień. Zwlokła swoje drobne ciało z łóżka. Przeszedł ją niemiły dreszcz. Udała się do łazienki. Stanęła naga przed lustrem i zaczęła spoglądać na swoje siniaki i blizny, których miała już niezłą kolekcję pomimo młodego 22 - letniego wieku. Odgarnęła długie, czarne włosy z czoła. Otworzyła usta i kurczowo zmarszczyła brwi. Na jej twarzy malował się ból. Otworzyła usta szerzej i zaczęła szukać źródła bólu. Po chwili trzymała już w ręce świeżo wyrwaną szóstkę.  Splunęła krwią do umywalki. Obejrzała ząb dokładnie, po czym odłożyła go na półeczkę, tuż pod lustrem. Krok po kroku zaczęła analizować historię każdego skrawka zniszczonego ciała. Blizny po uderzeniach przedmiotami, oparzeniach, po złamaniach, po strzykawkach. W jednej chwili przed oczyma stanęło całe jej życie. Odwróciła się szybko, stając plecami do lustra. Nie chciała już na siebie patrzeć. Ten widok ją odpychał. Weszła do kabiny prysznicowej, odkręciła lodowatą wodę, skuliła się w kłębek i cicho zapłakała. Szum wody zagłuszył wszystko oprócz głośnego krzyku jej duszy, wołającego o pomoc. Woda nie zmyła zmęczenia powodowanego życiem, ale pozwoliła wypłakać parę zalegających łez. Pod prysznicem Gabrielle opanowała emocje. Wyszła z kabiny, ubrała się. Nie zjadła śniadania, nigdy tego nie robiła. Cierpiała na anoreksję, co było widać. Chude ręce i nogi, miednica uwydatniająca się coraz bardziej, duże kości policzkowe i wystający szereg żeber. Założyła czarny dres, pod którym ukrywała cień swojej godności. Wyszła z mieszkania w Mieście Aniołów do parku Gryffith. Uwielbiała biegać. Wiedziała, że jej stan w połączeniu z bieganiem przyspiesza ją tylko i wyłącznie do śmieci. Była tego świadoma. Wiele razy zdarzyło jej się wymiotować podczas biegu, albo całkowicie stracić przytomność. Nikt jej jednak nie pomógł. Gdy leżała nieprzytomna starsze kobiety naśmiewały się z niej, skazując przez siebie na wieczne potępienie. Uważały ją za ‘coś’ co nie ma prawa już stąpać po tej pięknej planecie, zwanej Ziemią. Jej poranne biegi stały się rytuałem, wykonywanym bez względu na warunki pogodowe. Musiały mieć miejsce bez względu na wszystko. Tego dnia również wyszła pobiegać. Zatrzymała się przy wielkim dębie, by złapać tchu. Spojrzała na ziemię i ujrzała maleńkie pisklę gołębia. Całe się trzęsło z zimna. Wzięła je na ręce i zaczęła mu się bacznie przyglądać. Było pokryte mięciutkim puszkiem, który nieco ubrudził się w kałuży. Całe szare i można powiedzieć, że nawet brzydkie. Jednak ona widziała w nim piękno, zaczęła wyobrażać sobie, jak będzie wyglądało w przyszłości. Ale po chwili ocknęła się i już smutnym wzrokiem patrzyła na maleństwo:
- Lepiej żebyś się nie narodził, mój przyjacielu - powiedziała smutno.
Chciała zrobić straszną rzecz. Chciała położyć pisklę z powrotem na ziemi i rozdeptać butem. Zakończyłaby w jednej chwili marny żywot tego stworzenia. Stałaby się zarówno katem, jak i wybawieniem. Jednak, gdy spojrzała jeszcze raz w jego ślepka, odwiodła się od pomysłu. Schowała go do ciepłej kieszeni dresu.
Myślała: Nie potrafię. Nie potrafię go zostawić, ani nie potrafię go zabić. Czy ja cokolwiek potrafię?! Jestem beznadziejna. Nie umiem zadbać o siebie, a wzięłam jeszcze pisklę do wykarmienia. Jestem chora psychicznie! Kogo obchodzą gołębie? W ogóle kogo obchodzą inne stworzenia? Urodziłam się w niewłaściwej epoce, o niewłaściwym czasie. Nikt się mną nie przejmuje, od kiedy tylko przyszłam na świat, a ja potrafię zapłakać nad każdym, nawet nad zwierzęciem. Skoro mam tak kruche serce, to dlaczego tyle razy było ono ranione? Dlaczego Bóg, jeśli istnieje, w końcu nie zabierze mnie stąd, tylko muszę toczyć walkę z wiatrakami, wyimaginowanymi marzeniami przez dwadzieścia dwa lata mojego istnienia…Ile jeszcze?Tylko dragi pozwoliły mi na trochę odpłynąć. To nic, że na drugi dzień ból istnienia wracał ze zdwojoną siłą. Ważne jest to, że choć na moment mogłam zasnąć spokojnie, nie martwić się jutrem, nie przejmować kpinami innych. Dragi.. moje wybawienie, moja jedyna miłość.

Gabrielle w tych rozmyślaniach doszła aż pod miejsce, z  którego najlepiej można było zobaczyć zjawiskowy napis ‘Hollywood’. Uwielbiała go oglądać, a gdy nikogo nie było w pobliżu nawet dotykać. Wspinała się wtedy wysoko, by choć przez chwilę poczuć go opuszkami palców. Był taki okazały i symbolizował samo piękno, świat spełnionych marzeń, w których nie jedna osoba chciałaby się zatopić. Ona również do nich należała. Była wielką marzycielką. Codziennie widziała siebie w kolorowym świetle, lubianą i podziwianą. Dlatego też uwielbiała długo spać. W snach albo pod wpływem narkotyków mogła naprawdę odpłynąć i nie myśleć ani o przeszłości, ani o chwili obecnej. Liczyła się tylko i wyłącznie wymyślona przyszłość. Dziewczyna westchnęła głośno. Spojrzała w niebo, które było nieskazitelnie błękitne, nie było skażone ani jedną chmurką. Wiał ciepły wiatr, a widok z tego miejsca na Los Angeles zapierał dech w piersiach. Ktokolwiek by tam nie przyszedł i nie ważne ile razy, zawsze podziwiał piękne widoki. Szczególnie o wschodzie, albo zachodzie słońca były zjawiskowe. Promienie słońca ustawiały się wtedy pod takim kątem, że zaglądały w każdy zakamarek tego ogromnego miasta. Można było dostrzec rzeczy, których wcześniej się nie widziało. Gabrielle przypomniała sobie nagle o pisklęciu, które miała w kieszeni. Wyciągnęła maleństwo i jemu także pokazała panoramę miasta, w którym przyszło im żyć. Wyrwane ze snu zwierzę od razu otworzyło oczy i patrzyło, tak jakby rozumiało termin piękna. Jego spojrzenie było naprawdę dziwne. Po chwili wydało cichy pisk tęsknoty. Wyglądało to tak, jakby chciało się od razu wyrwać z rąk, wzbić w niebo i lecieć do wieczności, nigdy nie zatrzymując.
- Wiem, jest pięknie. A teraz wracamy. Pokażę ci twój nowy dom. – Schowała pisklę do kieszeni i udała się w drogę powrotną.

Miała w mieszkaniu schowanych parę dolarów, które miały być przeznaczone na kolejną działkę dobrej kokainy, albo marihuany. Wiedziała, że jak je wyda, kupi dużą działkę i weźmie wszystko na raz, by ze sobą skończyć. Ale teraz pojawiła się mała istotka, do której mogła otworzyć usta. Wiedziała, że ono jej nie odpowie, ale sama obecność pisklęcia dodawała jej trochę otuchy. Tak, jakby od chwili jego pojawienia utożsamiła się z nim. Ono także nie miało nikogo, było równie samotne. Ona je ocaliła i teraz musiała dla niego żyć, bo w przeciwnym razie to ocalenie nie miałoby najmniejszego sensu. Umarłaby z wielkimi wyrzutami sumienia i poczuciem braku odpowiedzialności za małe życie pulsujące w tym stworzonku.
Do mieszkania szła w kapturze na głowie. Nie chciała by ktokolwiek zwracał na nią uwagę. Nie chciała spojrzeń innych ludzi, skierowanych prosto w jej niebieskie oczy i wyrażających jedynie pogardę. Wolała cicho i niepostrzeżenie przejść skrótem do mieszkania, omijając jak najmniej osób. Przechodząc ponownie przez park coś ją zamroczyło, zobaczyła masę czarnych punkcików przed oczyma. Wiedziała, że jak nie usiądzie to zaraz się przewróci. Dostrzegła ławeczkę. Usiadła pospiesznie na niej. Pisklę w kieszeni poruszyło się nerwowo, jakby czuło złe samopoczucie jego wybawicielki. Gabrielle po chwili siedzenia dochodziła już do siebie. Wiedziała, że omdlenia i nagłe zasłabnięcia są spowodowane tylko i wyłącznie jej stanem zdrowia. Odpoczęła i nagle usłyszała krzyki mężczyzn idących przez park. Uniosła głowę do góry, by zobaczyć kto może się tak awanturować i czy przypadkiem nie są to jedni z oprawców, których w jej życiu było multum. Ujrzała trójkę mężczyzn. Wszyscy mieli na sobie czarne okulary, byli schludnie ubrani, kołnierzyki wyprasowane, włosy nieco dłuższe ułożone, naturalna opalenizna i widać było, że muszą kłócić się o coś poważnego. Nagle mężczyzna  o najbardziej masywnej postawie ciała,  chwycił w ogromnych nerwach jednego ze swoich towarzyszy za ubranie i przyparł z wielkim impetem do najbliższego drzewa. Nie mógł się opanować i krzyczał w wniebogłosy. Gabrielle wyraźnie słyszała wypowiadane przez niego słowa:

- Jak możesz być takim gnojem! Odpowiedz! Słyszysz?! - Z kolei ten drugi nic nie odpowiadał. Stał i patrzył na awanturującego się. W pewnym momencie nawet lekko się uśmiechnął. Widać było, że ma sprawę głęboko gdzieś. – Ja pierdole! Jesteś nienormalny! Mało matce przysporzyłeś problemów? Jak się dowie to od razu umrze na atak serca! Zapomniałeś, że jest chora?! A może gówno cię to obchodzi?! Z resztą co ja się pytam, na pewno tak jest. Nikim się nie przejmujesz pieprzony samolubie!
Dopiero, gdy mięśniakowi trochę emocje opadły i puścił z uścisku przypartego do drzewa, ten odezwał się:
- A czy ona musi o tym wiedzieć? Wiemy tylko my. Wystarczy, że będziecie gębę trzymać na kłódkę, a się nie dowie i wszystko będzie pięknie.
Do rozmowy wtrącił się trzeci, o kruczoczarnych włosach:
- Słyszysz samego siebie? Nawet jeżeli my nic nie powiemy, to i tak się kiedyś wyda, a wtedy zrealizuje się scenariusz, który przed chwilą usłyszałeś. Nie będzie ani przepraszam, ani wybacz. Tylko nie wiem, kto będzie wtedy bardziej żałował, ty czy my.
- To moje życie i nic wam do tego! – Parsknął z śmiechem. – A teraz wybaczcie, chcę zostać sam! – Mężczyzna wyraźnie zaakcentował słowo ‘sam’ i ruszył przed siebie.

Przechodził pospiesznie obok patrzącej na całą sytuację Gabrielle i rzucił na nią przelotne spojrzenie. Pomimo okularów przeciwsłonecznych, które miał na sobie dziewczyna z wyrazu twarzy dostrzegła bijącą wielką złość. Wystraszyła się nieco. Pomyślała, że zaraz chwyci ją i zmasakruje, potem wyrzuci w najbliższe krzaki, a jej ciało będzie powoli się rozkładało, przyciągając swoim zapachem miejskie drapieżniki.
Dziewczyna wzrok utkwiła za oddalającym się, z kolei pozostali dwoje jakby dopiero dostrzegli jej obecność. Wysoki, o czarnych włosach szturchnął w bok kolegę i wskazał głową na nią.

- Cholera, pewnie słyszała. - Odpowiedział niższy i umięśniony.
- Poczekaj, pójdę do niej i zagadam. Może od razu nie poleci do prasy i nie opowie, jakie to piękne relacje są między nami.
- Idź. Ja muszę ochłonąć.
Po tych słowach czarnowłosy udał się w kierunku dziewczyny. Podchodząc do niej, zauważył, że ta nie bardzo chce z kimś rozmawiać. Wstała i zaczęła przyspieszonym krokiem oddalać się.
- Proszę zaczekać - usłyszała za sobą.
Zatrzymała się, zmarszczyła brwi, zacisnęła oczy i zrobiła grymas twarzy, wyrażający tylko jedno "Tylko nie to!". Ściągnęła kaptur bluzy tak, żeby mężczyzna nie mógł dostrzec jej sinych oczu.
- Przepraszam, pewnie słyszała i widziała pani scenę, która przed chwilą miała miejsce. Mam do pani wielką prośbę. - Mężczyzna skończył mówić i czekał na jakąkolwiek reakcję dziewczyny. Po chwili milczenia obojga, Gabrielle zapytała:
- I co ja mam z tym wspólnego?
- W sumie to nic, tylko... chciałbym żeby nikomu pani o tym nie mówiła.
- Komu niby miałabym powiedzieć? Nie znam ani jednego z was i nie lubię roznosić plotek. Ta rozmowa jest trochę bez sensu. Żegnam.
Gabrielle odwróciła się, zostawiając mężczyznę samego. Kontynuowała obraną trasę, szybko przebierając dość długimi nogami, a on z kolei nie wiedział co ma powiedzieć. Jego twarz rysowała totalne zdziwienie. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Wrócił do kolegi, który słyszał rozmowę i też nie krył zdziwienia, po chwili dodał:
- Chyba o media nie musimy się martwić, ona raczej nic nie powie. Dziwna jakaś...
- Wyglądała na skrytą w sobie. Takie dziewczyny jeszcze istnieją?
- Albo jest psychopatką. Ubiór i zachowanie by pasował. Widziałeś w ogóle jej twarz, jak z nią rozmawiałeś?
- Nie. Kaptur zasłonił wszystko.
- Przydałby się jeden psychopata, by przemówić temu naszemu popaprańcowi do rozumu. W przeciwnym razie wszystkie nasze plany i jeszcze niespełnione marzenia legną w gruzach, zespół się rozpadnie, a on sam stanie się pośmiewiskiem. Będzie wytykany palcami na ulicy gdziekolwiek się pojawi. Znając jego słabą z pozoru psychikę, długo tego nie wytrzyma i stracę brata...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz