Po tej rozmowie, Gabrielle zapadła w ogromną zadumę. Właśnie doszło do niej, że to w czym tkwi, ona nazywa życiem, a w rzeczywistości to bagno, z którego ciężko jest się wydostać. Ma ojczyma tyrana, który bije ją w każdej sytuacji, gdy zostają sami, znajomych tylko dealerów, którzy sprzedają jej białą śmierć. Potrafi ona zabijać od środka, bardzo powoli. Sprawia, że odpływa się w świat marzeń, a po dłuższej chwili wraca ból. Nie jest to tylko ból fizyczny, ale również i psychiczny, bo człowiek zdaje sobie sprawę, że to wszystko, co przed chwilą widział nie istnieje. To jest właśnie największy ból. Zdała sobie również sprawę, że nie ma żadnego przyjaciela, który by ją wsparł i dodał otuchy. Nie ma wykształcenia, bo pomimo dużych chęci nie miała funduszy na naukę. W swoim stosunkowo krótkim życiu przeżyła więcej niż jakakolwiek nastolatka. Jednak to, co uwieczniła w pamięci było jednym wielkim dramatem, który ciągnął się przez lata. Znalezione przez nią zwierzę dodawało jej wiary w istnienie, w dobro.
Tak rozmyślając Gabrielle zapadła w sen. Pomimo licznych ran i obrażeń wyglądała, jak śpiący niemowlak. Podczas snu była taka spokojna i niewinna. Nikt nie śmiał by jej wtedy skrzywdzić. Bo czy można skrzywdzić anioła, w którym tkwi samo dobro? Jednak taki stan rzeczy trwał tylko podczas snu. Życie jej nie rozpieszczało, ale czy na prawdę zrobiła wszystko by to zmienić? Sprawić, by nabrało choć najmniejszego sensu? Te pytania w takiej chwili były chyba zbędne.
Gabrielle śniła tego dnia o domu, o ogrodzie, w którym zapach kwiatów przenika nawet najmniejsze zakamarki, o psie – przyjacielu, który nie odstępował jej ani na krok, o szczęśliwej rodzinie, którą pamięta tylko z czasów wczesnego dzieciństwa. Później było tylko gorzej i gorzej. Brak matki pozostawił pustkę i oszalałego ojczyma. Sama nigdy nie próbowała dowiedzieć się, kto był jej biologicznym ojcem. Przypuszczała, że była owocem gwałtu, ponieważ matka ani razu nie wspomniała o jej ojcu. Nie miała żadnego zdjęcia z nim. A gdy żyła babcia, opowiadała jej jakie to niebezpieczne są imprezy, i że matka nigdy na nie nie chodziła. Było to trochę dziwne, bo przecież uwielbiała tańczyć. Miała do tego wrodzony talent oraz dar od Matki Natury w postaci szalenie długich i zgrabnych nóg. Tańczyła wszędzie, w kuchni podczas przygotowywania posiłków, w ogrodzie, podczas pracy. Dziewczynka uwielbiała oglądać swoją matkę, gdy ta tańczyła, bo kobieta była wtedy taka nieziemska, jak księżniczka. Bił od niej prawdziwy blask, a szeroki uśmiech sprawiał, że wszyscy dookoła wpadali w lepszy nastrój. Gabrielle choć była maleńkim dzieckiem zapamiętała doskonale, ile radości przynosił jej matce taniec. To jemu zaprzedała duszę, a jej samej serce. Teraz to serce już nie biło. Od kilkunastu lat nie dało się słyszeć ani jednego uderzenia. Z jedną minutą zamilkło, jak dziecko, które zmęczone po całodniowych zabawach kładzie się spać i od razu zasypia.
Pogodny sen, w który zapadła Gabrielle był jedyną przyjemną rzeczą, jaka się jej przydarzyła od wielu dni, a może nawet lat, ponieważ poprzednie życie zniknęło, raz na zawsze.
Obudziła się gwałtownie. Przypomniała sobie, że jej mały przyjaciel, gołąb jest teraz sam. Na korytarzu zobaczyła znajomą twarz mężczyzny. Zapomniała jego imienia. Nie wiedziała, jak ma go zawołać. Jednak spojrzał w jej stronę i szybko skierował się w jej kierunku.
- Wypoczęłaś? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Yyy, tak! Tak wypoczęłam. Trochę boli mnie twarz i pewnie wyglądam okropnie, ale czuję się już lepiej. Dzięki. Słuchaj - zaczęła nieśmiało - możesz mi przypomnieć, jak masz na imię?
- A nie mówiłem?
- Chyba nie spytałam.
- A może, może... Tak więc jestem Tomo. - Wyciągnął dłoń do brunetki.
Ta nie czekając ani chwili odwzajemniła gest. Uśmiechnęła się na miarę swoich możliwości. Miała zbyt pokaleczoną twarz, żeby jej uśmiech był szeroki i promienny.
- Mam do ciebie sprawę ogromnej wagi.
- Brzmi groźnie.
- Pewnie myślisz, że przesadzam, ale to dla mnie bardzo ważne.
- No dobra. Mów o co chodzi. Jeśli będę mógł to pomogę.
- Wiem, kto mnie pobił.
- No! A więc dzwonimy na policję i składasz zeznania.
- Nie! Nie możemy. To dłuższa historia, opowiem ci kiedyś. Ale proszę nie teraz, żadnej policji. Przysięgnij mi to. Przysięgnij!
- Ech, Gabrielle. Dziwna z ciebie dziewczyna.
- Wiem. Słuchaj, dam ci adres i klucze. Pójdziesz do tego mieszkania, wejdziesz do środka. Zobaczysz dość duży salon, skręcisz na prawo. Tam będzie mój pokój, a pod łóżkiem pudło. Będzie w nim małe stworzonko, gołąb. Znalazłam go w parku, jak biegałam. Był taki bezbronny. Ja go wychowuję. Tomo, widzę, że się śmiejesz. Proszę cię, idź po niego. W przeciwnym razie sama to zrobię. To jedyna ważna istota w moim życiu.
- Dobrze, dobrze. Pójdę po niego i zajmę się nim na czas twojego pobytu tutaj.
- Musisz jeszcze o czymś wiedzieć.
- Mam się bać? Masz niedźwiedzia w szafie? - zaśmiał się.
- Nie - odparła smutno - w mieszkaniu za dnia nie powinno być nikogo. Podsłuchaj pod drzwiami, czy ktoś jest w środku. Jeśli będzie to nie wchodź.
- To ten damski bokser? Widać, że chyba bardziej ucierpiałaś przez niego psychicznie skoro ostrzegasz dorosłego faceta...
- Tomo, bądź ostrożny. Nie chcę by i tobie coś zrobił. Po prostu wejdź zabierz malca spod łóżka i czym prędzej wynoś się stamtąd. Może jeszcze zabierz album ze zdjęciami, będzie obok pudła.
- Dobrze. Jest godzina 18. będzie o tej porze w domu?
- Nie, raczej nie. Pospiesz się. Wraca o 20.
Mężczyzna zabrał czarną kurtkę z krzesła i udał się do wyjścia. Usłyszał za sobą tylko ciche „Dziękuję”, po czym wyszedł. Skierował się pod podany adres. Dwa razy sprawdzał go, zapisanego na skrawku papieru niestarannym pismem brunetki. Bez problemu wszedł na klatkę. Od razu uderzył go ostry zapach moczu połączonego z wymiocinami oraz zapachem rozkładających się szczątek zwierząt, w szczególności szczurów. Powolnym krokiem zmierzał po schodach w stronę mieszkania, w którym przyszło żyć Gabrielle. Na pierwszym piętrze minął czarnoskórego mężczyznę, który wydawał ostatnie swoje tchnienia. Obok niego leżało dużo strzykawek. Wydawałoby się, że w takim miejscu skończenie z sobą jest najlepszym rozwiązaniem. Przestał dziwić go fakt, że Gabrielle jest taka oziębła i skryta. Tutaj nie można być innym. A przecież ona nie jest winna tego, że urodziła się w takim miejscu. To jest właśnie ta niesprawiedliwość świata, która skazuje jednych od urodzenia na porażkę, a inni mają wszystko czego tylko dusza zapragnie. Tomo także nie pochodził z bogatej rodziny, ale jego rodzice zawsze starali się swojemu jedynakowi zapewnić jak najlepszy byt. Oboje byli pracownikami firmy produkującej sery. Nie zarabiali dużo, ale to o co poprosił jedynak starali się mu dać.
Gabrielle po stracie matki nie miała możliwości proszenia o cokolwiek. Była mądrą dziewczynką i już parę dni po śmierci najukochańszej osoby w jej życiu zauważyła, że ojczym nie traktuje jej tak, jak przedtem. Już nie było regularnych posiłków, ani wspólnych zakupów, ani miło spędzonych nawet krótkich chwil. Wszystko prysło w jednej chwili, jak bańka mydlana. Musiała sama przygotowywać sobie posiłki. Raz oblała się gorącym mlekiem. Jeszcze można dostrzec małą bliznę na jej lewej stopie. Mleko się rozlało, bo dziewczynka nie była w stanie unieść garnka. Upuściła całą jego zawartość na podłogę i trochę spadło na jej maleńką stópkę. Ojczym zamiast pomóc, skarcił ją głośnym krzykiem. Już wtedy zauważyła, że jej dalsze życie nie będzie kolorowe. Musiała zbyt szybko dorosnąć i wykonywać obowiązki, które zazwyczaj należą do dorosłych. Przy oparzeniu sama musiała opatrzyć powstałą ranę. Wiedziała, co ma zrobić, bo matka zdążyła jej przekazać tą wiedzę, gdy sama wsadziła palec do wrzątku. Dziewczynka szybko zamoczyła szmatkę w zimnej wodzie kuchennego zlewu i przyłożyła do stopy. Poczuła krótkotrwałą ulgę, ale zaraz potem ból. Przeczuwała, że gdy zacznie płakać może rozzłościć ojczyma jeszcze bardziej. Hamowała jak tylko mogła łzy cisnące się do oczu. Od tamtej pory nauczyła się nie płakać. Nic nie było w stanie wycisnąć z niej łez. Ojczym z czasem stał się alkoholikiem. Nie będąc trzeźwym popychał dziecko, gdy tylko pojawiło się na jego horyzoncie. Podchodził do niej i śmiał mówić:
- Ale ty jesteś paskudna. Patrzyłaś kiedyś w lustro? Ciemne włosy wyglądają, tak jakbyś miała je wiecznie brudne. Chyba wiesz jak należy się myć, co brzydulo? Koścista z ciebie mała czarownica. Ciekawe jak dorośniesz, jaka będziesz okropna. Na twoim miejscu to bym się już zabił. - Powiedzenie takich słów do kilkuletniego dziecka, było jak wiercenie wielkim wiertłem ogromnej dziury, której nie można niczym załatać.
Po takich słowach Gabrielle prawie zawsze milczała. Tylko ten pierwszy raz, jak to usłyszała od osoby, która powinna być jej wsparciem, powiedziała:
- A jak się zabiję, to będę z mamusią w niebie?
- Jak śmiesz w ogóle wspominać temat swojej matki?! Nie jesteś do niej ani trochę podobna, ani mądra tak jak ona. Jesteś pieprzoną smarkulą, której nikt nie kocha, i która pewnie skończy tak, jak większość ćpunów na tej ulicy! – Zamiast pocieszyć dziecko i okazać odrobinę miłości, ojczym wyzwał ją od najgorszych i na koniec dostała od niego w twarz.
To był pierwszy i nie ostatni akt przemocy w stosunku do niej. Z kolei Tomo nigdy nie został uderzony przez swoich rodziców i nawet nie śmiał myśleć, jakie miała dzieciństwo Gabrielle. Liczyła się chwila obecna oraz to, gdzie się aktualnie znalazł. Nigdy nie widział tyle cierpienia w jednym miejscu. Nie był tego świadomy, aż do dzisiaj, aż do teraz. Szedł schodami coraz wyżej, w końcu znalazł się pod wskazanym numerem 27 mieszkania, w najbardziej smutnej dzielnicy, jaką dane mu było kiedykolwiek poznać. Już chciał otworzyć kluczem drzwi, gdy przypomniał sobie o ostrzeżeniu brunetki. Przyłożył ucho do drzwi i nasłuchiwał. Stał tak chwilę i jedyne, co usłyszał było głuchą ciszą. Włożył zatem klucz do zamka i przekręcił. Otworzył właśnie drzwi do najbardziej ponurego mieszania, jakie widział. Nawet dom jego dziadka, który był weteranem wojennym i na każdej ze ścian przywieszał jakieś okropne zdjęcia, nie oddawały takiej atmosfery jak to jedno małe mieszkanie z dwoma pokojami. Powietrze, jakie unosiło się wewnątrz było niezwykle ciężkie, doprowadzało od razu do bólu głowy. Przez zasłony wpadały resztki promieni zachodzącego słońca. Wszędzie panował okropny bałagan, tak jakby ktoś czegoś szukał i nie mógł znaleźć. Tomo głośno przełknął ślinę. To miejsce go przerażało. Zorientował się, że w mieszkaniu jest sam. Ruszył przed siebie, według wskazówek Gabrielle. Przechodząc obok kuchni zauważył dużą kałużę zasychającej już krwi. Wiedział, że najprawdopodobniej jest to krew dziewczyny. Było jej tak dużo, że momentalnie przeszło mu przez myśl: „Jak udało się jej przeżyć?”. Wszedł w końcu do jej pokoju. Wszędzie walało się strasznie dużo rzeczy. Najwięcej jednak butelek po alkoholu. Nie zdziwiłby się, gdyby pod łóżkiem nic nie znalazł. Jednak schylił się ostrożnie i dojrzał maleńki kartonik. „Jesteś!” – pomyślał uradowany. Zaczął wyciągać kartonik spod łóżka. W końcu jego oczom ukazał się mały pisklak, który ledwo co zaczął obrastać w piórka. Miał ich parę na skrzydełkach. Resztę jego ciała pokrywał szary puch. Tomo troskliwie zamknął kartonik i skierował się do wyjścia. W ostatniej chwili przypomniał sobie o albumie, który również widział pod łóżkiem. Wrócił do pokoju i chwycił go pod pachę. Teraz już nic nie hamowało go przed jak najszybszym wyjściem. Pośpiesznie zamknął za sobą drzwi i opuścił ponurą kamienicę. Wsiadł do auta, miał pojechać z przyjacielem Gabrielle do szpitala, by pokazać jej, że ze zwierzęciem jest wszystko w porządku, jednak natrafił na olbrzymi korek. Jakiś kierowca ciężarówki przejechał na czerwonym świetle i spowodował karambol. W końcu to było duże miasto, to było Los Angeles, a w takim mieście roi się od samochodów, jak od mrówek w mrowisku. Zadzwonił więc do szpitala. Pielęgniarki przekazały dziewczynie nowinę, że Tomo nie da rady dzisiaj przyjechać, ale ma to, o co ona go poprosiła. Gabrielle kamień spadł z serca. Już nie martwiła się ani o Tomo, ani o zwierzaka. Wiedziała, że oboje są bezpieczni – z dala od Johna.
________________________
EDIT: Jeśli ktoś czyta notkę w późniejszym terminie, niż w październiku 2011, a w komentarzach pojawia się imię "Emily" proszę nie wytrzeszczać oczu. Nastąpiła zmiana imienia głównej bohaterki na Gabrielle. Emily pojawiała się na innych blogach i nie chcę, by brano to jako niewymyślone przez autorkę, jako ściągnięty detal tudzież plagiat.
________________________
EDIT: Jeśli ktoś czyta notkę w późniejszym terminie, niż w październiku 2011, a w komentarzach pojawia się imię "Emily" proszę nie wytrzeszczać oczu. Nastąpiła zmiana imienia głównej bohaterki na Gabrielle. Emily pojawiała się na innych blogach i nie chcę, by brano to jako niewymyślone przez autorkę, jako ściągnięty detal tudzież plagiat.
Popłakałam się. Normalnie ryczałam. Tak mi szkoda Emily... A co wgl będzie z wszystkimi Marsami? Poznają ją? Czekam na NN
OdpowiedzUsuń