- Tomo, gdzie ty się do cholery podziewasz?! – Usłyszał mężczyzna, nie przekraczając jeszcze progu, od swojego przyjaciela. - My się tu zamartwiamy… wróć, ja się zamartwiam, a ty mi przez telefon, że w szpitalu siedzisz. Co jest grane?
- Potrzymaj delikatnie ten kartonik, a ja chociaż kurtkę powieszę. – Już po chwili czarna skórzana kurta wisiała na fikuśnym wieszaku ze złotymi zdobieniami, przypominającym bardziej pnącze winogrona z masą listków niż coś, co służy do powieszania ubrań.
- Co to jest? – Shannon, jak zwykle był ogromnie ciekawski i nie czekając na odpowiedź otworzył mały kartonik. – Pogięło cię? – Nie da się opisać zdziwienia perkusisty. Nigdy by nie przypuszczał, że Tomo przyniesie jakiekolwiek zwierzę, a już na pewno nie pisklę gołębia.
- Oddaj – oburzył się.
- Ej no sorry. Za parę godzin ruszamy w trasę, a ty przynosisz sobie gołębie. I co miało znaczyć, że jesteś w szpitalu?
- Bo byłem. Moja przyjaciółka trafiła do szpitala. Musiałem jej pomóc – tłumaczył.
- Nie miała nikogo innego do pomocy? Skoro jest twoją przyjaciółką, to powinna wiedzieć, że musisz się przygotować do trasy i, że masz na to mało czasu.
- Shannon, to delikatna sprawa…
- Delikatna? Czekaj, czekaj… a może ty chcesz mi powiedzieć, że zdradzasz Vicki?! – Wykrzyknął.
- Oszalałeś? Nikogo nie zdradzam. Pomogłem jej i tyle w temacie.
- Pierwszy raz widzę żebyś coś przede mną ukrywał. Podobno jesteś moim przyjacielem. – Perkusista smutno wypowiedział te słowa i powoli odwrócił się w stronę na pół spakowanych walizek, leżących na ogromnym hotelowym łóżku. Kartonik położył delikatnie na drewnianej komodzie.
Tomo widząc, że Shannon'owi zrobiło się bardzo źle na duszy postanowił opowiedzieć wszystko.
- Dobra, słuchaj. Opowiem ci jak było, krok po kroku. Ale musisz przysięgnąć, że nikomu nie powiesz oraz, że uszanujesz moją decyzję.
Tomo widząc, że Shannon'owi zrobiło się bardzo źle na duszy postanowił opowiedzieć wszystko.
- Dobra, słuchaj. Opowiem ci jak było, krok po kroku. Ale musisz przysięgnąć, że nikomu nie powiesz oraz, że uszanujesz moją decyzję.
- No dobra, zamieniam się w słuch.
- I mi nie będziesz przerywał, bo wiesz, że tego nie lubię – dodał.
- Dobra, tylko już zacznij mówić.
- Więc… poznałem pewną dziewczynę, ma na imię Gabrielle. – Tomo przerwał, bo zauważył, że jego kolega przewraca oczami. – Spokojnie, nie zdradzam Vicki. To ta dziewczyna z parku. – Shannon odszedł od walizek i wyraźnie zaciekawiony usiadł na krześle, naprzeciwko rozmówcy. – Uratowała mnie od paparazzi. Wtedy się przedstawiła. Mieszka niedaleko, dlatego spotkałem ją ponownie, jak wychodziłem na lunch. Ale ktoś ją pobił. Była cała we krwi. Żebyś ty widział jej siną twarz i tą krew. Wezwałem karetkę i pojechałem z nią do szpitala.
Pomiędzy mężczyznami nastała cisza. Tomo wpatrywał się w Shannona, wiedział, że przysiągł Gabrielle, że nie powie, kto ją skrzywdził. Czekał na jakiekolwiek słowa.
- OK. Dlatego byłeś w szpitalu. A to pudło i ten gołąb?
- Należy do niej.
- Też sobie zwierzaka wybrała. I może mi powiesz, że go zabierasz w trasę, żeby się nim zaopiekować?
- Tak, na razie tak. – Tomo widząc, że Shannon zaraz wybuchnie śmiechem zaczął się tłumaczyć. – Bo mamy najpierw trasę po Stanach… on nie będzie nam przeszkadzał. Zobacz jaki jest słodki.
Shannon się uśmiechnął.
- Nie wiem… od kiedy ty tak się poświęcałeś dla kogoś, a dla dziewczyny to już w ogóle. – Nie przypuszczał, że jego przyjaciel może się tak zachować.
- Pomagam jej, bo poznałem ją trochę i wiem, że jest bardzo nieszczęśliwa. To pisklę to wszystko, co ma. Jedyny prawdziwy przyjaciel. I nie jest w moim typie, żebym zdradził z nią Vicki.
- Pewnie jak tak mówisz, to tak jest. Dobra, zacznij się trochę pakować, nie będziemy za tobą specjalnie czekać. – Wstał z krzesła i wrócił do wykonywanej wcześniej czynności.
- A propos’ czekania. Gdzie nasz królewicz, bo nigdzie go nie widzę, a jego walizki stoją puste? – Wskazał palcem na dwie walizki stojące w przejściu. Oczywiście obie należały do wokalisty. Jared nawet obie podpisał. Strasznie nie lubił, gdy ktoś dotykał jego rzeczy. A o zaglądaniu do walizek nie było mowy.
- Ja już nie ogarniam tej kuwety. Jared jest dorosłym facetem, a to co wyprawia mnie po prostu przerasta. Niszczy siebie i innych. Nie wiem, gdzie i z kim dzisiaj zabalował. Znowu będziemy mieli niezłe spóźnienie. Nie mam już siły.
- A dzwoniłeś do niego?
- Wyłączył telefon. Jest totalnie poza zasięgiem.
- Nieźle. Zazwyczaj nie rozstaje się ze swoim Blackberry. – Skomentował.
- Tak, zazwyczaj. Jak widać ludzie się zmieniają, nawet on. Myślałem, że go znam, jednak myliłem się. Nawet matka go szukała. Dzwoniła do mnie i pytała o niego.
- Co jej powiedziałeś?
- Jak zwykle go kryłem.
- Shannon, nie możesz ciągle tłumaczyć się za niego. Przecież sam powiedziałeś, że Jared jest już dorosły.
- Tak. Ale to mój jedyny brat. Mam co prawda jeszcze dwójkę przyrodniego rodzeństwa, ale nie utrzymujemy z nimi kontaktu. Jared i mama to cała rodzina jaką mam. No i jeszcze oczywiście ty też się do niej zaliczasz. Jesteś jak nasz najmłodszy brat. Sorry Tomo, rozklejam się. – Shannon przetarł oczy dłonią i wrócił do składania ubrań.
- Shann… Ja też cię uważam za moją rodzinę. Chcę tylko żebyś to wiedział. OK.- zmienił ton Chorwat – a teraz zabieram się za pakowanie. Raz dwa i będę gotowy. Jak przez ten czas Jared się nie znajdzie to zaczniemy go szukać, wydzwaniać czy cokolwiek.
- Dzięki stary.
- Żaden problem. – Po tych słowach Tomo zaszył się w swoim pokoju.
Zespół miał apartament podzielony na trzy pokoje. Hotel się postarał. Mężczyźni mieli wszystko pod ręką. Włącznie ze swoją obecnością. Cały apartament to było jedno duże mieszkanie z trzema pokojami oraz małą, ale za to bogatą w dodatki kuchnią i łazienką. Pokoje oddzielał przytulny korytarz. Całe wnętrze utrzymane było w ciepłych barwach lata. Różnego rodzaju dodatki, takie jak na przykład suszone kwiaty w wazonach, czy miniaturowe palmy w ogromnych donicach, dodawały uroku, pomagały również nie zapominać o ciepłych dniach słonecznego lata w Los Angeles. Nawet zimą można było poczuć się tutaj, jak w słonecznym kurorcie.
Za solidnymi drzwiami z prawdziwego drzewa dało się słyszeć tylko ciche pomruki otwieranych szuflad komody oraz rozkręcanie elementów gitary i pakowanie ich. Tomo nigdy nie rozstawał się z gitarą. Zawsze zabierał jedną do hotelu, by tam w czasie, gdy nie mógłby zasnąć albo miał zły nastrój mógł zatopić się w dźwiękach najsłodszych jego sercu piosenek. Po godzinie był gotowy do drogi. Spojrzał jeszcze na pisklę. Postanowił je nakarmić. Potem patrzył jak słodko zasypia. Zadzwonił do szpitala. Poprosił pielęgniarkę aby zaniosła telefon Gabrielle, bo ta z wiadomych przyczyn nie mogła chodzić.
- Cześć Gabrielle, to ja Tomo…
- Hej! – Przerwała mu z wielkim entuzjazmem. - Jak się cieszę, że mogę usłyszeć twój głos. Dziękuję za przekazaną informację. Przynajmniej nie musiałam się już martwić.
- Tak, wiem. Słuchaj, bo jest pewna sprawa. Nie mogę przynieść twojego zwierzaka do szpitala. Oddam ci go jak wyzdrowiejesz i będziesz w stanie się nim opiekować.
- I z góry ci za to dziękuję. Jesteś moim aniołem stróżem chyba – zaczęła się śmiać. Pierwszy raz Tomo usłyszał jej śmiech. Chciałby w przyszłości go kiedyś nie tylko usłyszeć, ale również i zobaczyć.
- Dzięki. Ale widzisz, nie jest to wszystko takie proste. Odwiedzimy cię jak tylko będziemy mogli. Przemycę małego do szpitala, tylko – głos zaczął mu drżeć i sprawiał wrażenie bardzo niepewnego. Mężczyzna nie wiedział, jak ma przekazać fakt, że może spotkać się z Gabrielle dopiero za rok. Nic nie było pewne. Mógł to być właśnie rok, mogło to być parę miesięcy, albo tygodni. W tym zawodzie nic nie jest pewne. – Właśnie szykujemy się w trasę koncertową. Jestem muzykiem w zespole. Chyba ci tego nie mówiłem?
- No nie mówiłeś. Pewnie fajnie być muzykiem. Zawsze podziwiałam osoby, które potrafią na czymś grać… – Dziewczyna zmieniła nagle ton, chyba coś do niej dotarło. - Jak długo potrwa ta cała trasa?
- Jeszcze nie wiem. – Skłamał, nie chciał jej denerwować. – Za dwa tygodnie powinni cię wypisać, a wtedy postaram się zjawić. Nie gniewasz się na mnie, że ci wcześniej tego nie powiedziałem?
- Zapomniałeś, zdarza się. – Gabrielle wypowiadając te słowa również nie była szczera. Załamała się, że przez dwa tygodnie nie będzie widziała człowieka, który otoczył ją opieką i podał pomocną dłoń, nie zwracając uwagi na to kim się stała, że była narkomanką skazaną przez społeczeństwo na potępienie.
Pożegnali się przez telefon. Gabrielle momentalnie posmutniała. Leżała w izolatce i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Nie mogła spać, nie mogła jeść. Choć pielęgniarki zanosiły jej smaczne, jak na szpitalne warunki jedzenie, ta robiła parę kęsów i odkładała. Niestety nikt nie zwrócił uwagi na to, że dziewczyna jest anorektyczką. I to nie z wyboru, a z przymusu. Nie miała pieniędzy na to, by kupować codziennie jedzenie. Wolała kupić działkę dobrego narkotyku u pobliskiego dealera i zapomnieć choć na chwilę. Wtedy najbardziej uciekała w świat marzeń. Mogłaby zatopić się w nich bez pamięci. Jednym z jej największych marzeń z dzieciństwa było, móc kochać i być kochaną. Z biegiem lat przestała w to wierzyć. Teraz jej marzeniem było zasnąć i nigdy się nie obudzić. Sen zawsze koi wszystkie zmysły, daje odpocząć zmęczonemu organizmowi. Przynosi ukojenie zarówno fizyczne, jak i psychiczne.
Rozłączając się z Tomo i oddając telefon pielęgniarce nic nie powiedziała. Zamilkła, bo wiedziała, że choć personel wydaje się być miły, to robi to z obowiązku. Pielęgniarki przychodzące zmieniać opatrunki choć miały uśmiech na twarzy, to nie mówiły do niej nic. Ona odwracała wzrok w stronę okna. Była obecna tylko ciałem. Jej duch gdzieś krążył i nie chciał wrócić. Z lekarzami też nie chciała rozmawiać. Czuła do nich odrazę. Tak samo jak do szpitali. Bała się ich. Poza tym lekarze mówili dziwnym dla niej językiem. Czuła się tak, jakby była w innym kraju, obca pomiędzy wieloma. Bycie wśród ludzi nie należało dla niej. Wolała zaszyć się w jakimś małym zakątku, w którym nikt by jej nie widział. To było jej życie.
Tomo wyczuł w głosie znajomej nutkę smutku, lecz nic więcej nie mógł zrobić. Musiał wyjechać w trasę. Zespół parę lat temu został oskarżony o nie wywiązanie się z umowy, jaką obejmował kontrakt z wytwórnią płytową. Został za to obciążony karą 30 milionów dolarów. Sprawa dla fanów ucichła, ale nie dla członków zespołu. Musieli być cały czas w trasie, aby wykupić się z długu. Wszyscy myśleli, że zespół koncentruje, bo kochają muzykę. Owszem, poniekąd tak było. Jednak zmęczenie po rocznej trasie Into The Wild i zaczynającej się od nowa Closer To The Edge było widać po wszystkich. Zespół miał na koncie wiele nagród, ale taka kara pogrążyłaby nie jedną dobrą kapelę czy pojedynczą gwiazdę wielkiego formatu. Muzycy mieli dwa wyjścia. Albo się poddać, albo walczyć. Wybrali walkę. A raczej wokalista tak wybrał. Reszta tylko podążyła za jego marzeniami o wyjściu na prostą. Chwytali się wszystkiego, nawet łączenia rockowych brzmień z genialnym raperem Kanye West'em. Dzięki temu powstała piosenka Hurricane. Przez ogromną determinację w brnięciu do celu z zasłużonej już kapeli powstał zespół – potęga. Rozpoznawani praktycznie na całym świecie, byli w miejscach, o których wielu się nawet nie śniło, w krajach których nie zdołali nawet odwiedzić politycy, czy prezydenci. Mieli rzeszę fanów, która za swoimi idolami podążyłaby na koniec świata, wszyscy oni tworzyli jedną wielką rodzinę. Jared nazwał ją Echelonem. Nigdy nie mówił co to oznacza, tak samo triada – logo, które należało do nich i można je było spotkać praktycznie w każdym większym mieście. Jednak takiej kwoty nie można było zebrać w jeden dzień. Z obliczeń członków zespołu wynikało, że spłacą w zupełności dług dopiero po zakończeniu praktycznie jeszcze nie rozpoczętej nowej trasy.
Cała trójka kochała to, co robi, ale wszystko ma swoje granice. Brakowało im odpoczynku. Każdy z nich gdyby miał taką możliwość, spędzałby inaczej swój wolny czas. Tomo marzył się ślub ze swoją ukochaną Vicki. Chciał by była to chwila niezapomniana, cudowna. A potem miesiąc miodowy w jakimś egzotycznym miejscu. Pośród obcych ludzi, z których nikt nie prosi o autograf, wszyscy są równi, a on może w końcu wypoczywać przy boku kobiety, którą naprawdę kocha. Potem chciał poświęcić się rodzinie. Być ojcem dla nienarodzonych jeszcze dzieci i mężem swojej ukochanej. Przy niej naprawdę odpoczywał. Dodawała mu otuchy w każdej chwili. Przy niej też potrafił szczerze się uśmiechać i nie kryć prawdziwych uczuć.
Shannon z kolei chciał w końcu pobyć dłużej z mamą. Przez życie na walizkach zdał sobie sprawę, że zaniedbuje swoją rodzicielkę, a ona z dnia na dzień staje się bardziej smutna. Żyje samotnie w wielkim Los Angeles, a synowie nie mają dla niej czasu. Po śmierci jej męża Josepha nigdy się już nie zakochała. Kochała go nawet pomimo tego, że się z nią rozwiódł i założył drugą rodzinę. Shannon dlatego, że jest starszy lepiej zapamiętał to, co działo się w rodzinnym domu Leto. Zawsze był oczkiem w głowie swojej matki. Choć ona marzyła o dziewczynce. Dlatego też dała mu na imię Shannon. Miał przez to odrobinę nieprzyjemności w szkole, bo dzieci się z niego naśmiewały, ale nigdy nie miał tego złe matce. Zbyt mocno ją kochał by móc powiedzieć jakiekolwiek złe słowo. Pamiętał czasy, gdy zatopiona w swojej pościeli roniła łzy. Podchodził wtedy i głaskał ją po głowie, mówiąc: „Nie płacz mamusiu, bo ja też się rozpłaczę. Nie chcę żebyś była smutna”.
Bracia Leto wcześnie opuścili swój dom. Matka zawsze wpajała im, że muszą podążać za marzeniami i nigdy się nie poddawać. Teraz Shannon chciałby się jej jakoś odwdzięczyć za te słowa, które poniekąd przyczyniły się do ich ogromnego sukcesu. Perkusista chciałby też odwiedzić swoją szkolną miłość. Miała na imię Claudia. Kochała Shannona, a on kochał ją, ale niestety oboje poświęcili się pracy przepuszczając przez palce jedyną szansę na miłość swojego życia. Co do pracy, to chciałby otworzyć klub, w którym dawałby popisy na perkusji. Ale nie codziennie, może raz czy dwa w tygodniu.
Jared marzył o zostaniu fotografem albo malarzem. Te marzenia odłożył w kąt, gdy odkrył w sobie pasję do muzyki. Teraz chciałby do tego powrócić, ale nie ma czasu. Tak bardzo chce być najlepszy że dąży do sukcesu za wszelką cenę. Nie zauważył, że krzywdzi przy tym siebie i innych Oprócz genialnego głosu został również obdarzony urodą, talentem do rysunku, umiejętnościami kulinarnymi, ogromną wyobraźnią, charyzmą i wytrwałością, a wady jakie posiada, to uleganie chwili, impulsywność, bezgraniczne ufanie osobom, które później pod każdym względem go wykorzystują za co on cierpi oraz zamiłowanie do wszelkiego rodzaju imprez, na których on nie jest gwiazdą wieczoru i może poszaleć. Nie dając sobie rady z panującymi sprawami zaczął troszczyć się jedynie o siebie. Stwierdził stanowczo, że świat, a raczej ludzie, mają go gdzieś, tak więc i on będzie wszystkich zlewał. Nie chciałby doczekać starości. Twierdzi, że woli umrzeć młodo, jako ideał seksu i pożądania przez miliony jego fanek. Dla ludzi stał się prawdziwym skurczybykiem, ale nie skrzywdziłby ani jednego zwierzęcia. Kochał je. Dlatego też stał się wegetarianinem. Serce oddał muzyce ale dusze zaprzedał w nałogu, który się w nim na nowo odradza. Na każdej imprezie, na którą się wybiera zażywa narkotyki. Albo przez strzykawki, albo przez metrowe ścieżki białego proszku, wciągając nosem. Nie ma to dla niego znaczenia. Nie radzi sobie z życiem, dlatego szuka ucieczki. Natomiast przed każdym koncertem wlewa w siebie alkohol. Tak jakby na odwagę. Jakby wielki Jared Leto zaczął się bać ludzi, kamer, fleszy, z którymi miał do czynienia przez całe życie i przez które przeprowadził się do Los Angeles żeby zostać aktorem. Jared dobrze się maskuje, a raczej jest kryty przez brata. Gdyby nie Shannon i jego kłamstwa, które sprzedaje mediom, gdy jego brat jest wiecznie spóźniony pewnie dni istnienia grupy byłby już policzone.
_____________________
EDIT: Jeśli ktoś czyta notkę w późniejszym terminie, niż w październiku 2011, a w komentarzach pojawia się imię "Emily" proszę nie wytrzeszczać oczu. Nastąpiła zmiana imienia głównej bohaterki na Gabrielle. Emily pojawiała się na innych blogach i nie chcę, by brano to jako niewymyślone przez autorkę, jako ściągnięty detal tudzież plagiat.
_____________________
EDIT: Jeśli ktoś czyta notkę w późniejszym terminie, niż w październiku 2011, a w komentarzach pojawia się imię "Emily" proszę nie wytrzeszczać oczu. Nastąpiła zmiana imienia głównej bohaterki na Gabrielle. Emily pojawiała się na innych blogach i nie chcę, by brano to jako niewymyślone przez autorkę, jako ściągnięty detal tudzież plagiat.
Mi się bardzo podoba! Nie wiem czego ty chcesz! Czyżby Emily znalazła nowego kolegę do ćpania (Jared)? :D Pisz szybko NN bo oszaleję!!
OdpowiedzUsuń