Gabrielle w szpitalu od wizyty ojczyma była chroniona ze wzmożoną czujnością. Norton zadbał należycie o jej bezpieczeństwo. Żadna pielęgniarka nie miała prawa spuszczać jej z oczu. Ktokolwiek by ją odwiedził, musiałby najpierw zadzwonić bądź zobaczyć się z doktorem. Sytuacja z przed paru dni nie mogła mieć miejsca drugi raz. W końcu do Nortona zadzwonił Tomo z wiadomością, że jego podopieczna będzie miała schronienie w bezpiecznych czterech kątach. Można powiedzieć, że wraz z tą wiadomością odetchnął z ulgą. Czuł ogarniające go… szczęście. Gabrielle była pierwszą osobą, której losem tak bardzo się przejmował. Z początku czuł się z tym trochę dziwnie, bo nigdy wcześniej coś takiego mu się nie zdarzyło. Potem zdał sobie sprawę, że przecież o coś takiego zawsze walczył, do tego dążył. Ludzkie dobro było najważniejsze.
Dziewczyna z kolei nie wiedziała do końca co się wokół niej dzieje. Zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. W głowie miała jedną myśl: Dlaczego on mnie tak nienawidzi? Dorastała w towarzystwie Johna, to on zabrał jej najlepsze lata dzieciństwa. Praktycznie wcale go nie miała. Jednak był z nią. I pomimo tego, jak ją katował, ona nie potrafiła go nienawidzić. Myślała o nim raczej jak o człowieku, który zagubił swoją właściwą drogę, a nie jako kacie, który karci ją z byle powodu. Choć był człowiekiem złym, ona szukała wytłumaczenia dlaczego taki jest. Winiła za wszystko raczej siebie. Czuła się wyrzutkiem, odizolowana od normalnego świata, który nie zawsze jest zły. Szukała rozwiązania we wszystkim, w okaleczaniu samej siebie, w narkotykach, w próbach samobójczych. Nie wiedziała w którą stronę życia się udać. Miała go dosyć, ale zarazem chciała je odkrywać. Przecież tak niewiele udało się jej poznać i zobaczyć. Teraz dzięki paru dobrym sercom, dzięki okazaniu odrobiny człowieczeństwa miała na to szansę. Nie wiedziała jaką przyszłość zaplanował dla niej los. Nie wiedziała, jaką niespodziankę szykował Tomo i jak dbał o jej bezpieczeństwo Norton. Zdarzenia obrały odpowiedni bieg, a ona miała się już niedługo o wszystkim dowiedzieć.
Zespół miał pięciodniową przerwę w koncertach. Jednak cała ekipa przesiadywała aktualnie w domu Leto. Chcieli wspólnie zaplanować resztę trasy. Od kiedy Emmy nie było z nimi, wspólnie załatwiali takie sprawy. Ktoś dzwonił w jedno miejsce, ktoś w drugie. Potem razem omawiali dostępne terminy. Musieli dawać jakoś sobie radę.
Tomo planował jak może przekazać wiadomość Jaredowi, że to on sam pojawi się pod podanym przez niego adresem. Jednak nie mógł mu tego powiedzieć, bo cały czas miał u swojego boku ciekawską narzeczoną. Vicki lubiła wiedzieć na czym stoi, wszystko ją interesowało. To nie była zwykła ciekawość. Lubiła mieć stabilny grunt pod nogami, szczerość. Gdyby wyszły na jaw kłamstwa Tomo i samo istnienie kogoś takiego jak Gabrielle, mogłaby tego nie wytrzymać. Ten stabilny jak dotąd związek mógłby się rozpaść. Vicki najbardziej w świecie nie znosiła kłamstw. Dla niej osoba, która nie jest z nią szczera i kłamie, nie jest godna zaufania, ma w stosunku do niej nieszczere zamiary i łatwo może ją skrzywdzić. Tomo odszedłby w niepamięć. Musiał być zatem ostrożny.
Jak nigdy w świecie namawiał ukochaną na wizytę u fryzjera. Gdy tylko zapytała:
- Kochanie? Powinnam ściąć trochę włosy? – W głowie gitarzysty automatycznie powstała myśl parogodzinnego oswobodzenia się z obecności narzeczonej.
- Wiesz… chyba tak. – Odpowiedział kiwając pewnie głową.
- Mówisz serio? – Nie dowierzała w jego słowa. Uwielbiał długie włosy. Sam miał bujną czuprynę.
- No coraz więcej babek ścina włosy na krótko i też ładnie wyglądają. – Wymyślił na poczekaniu.
- To może pójdziesz ze mną?
- O nie, nie – odpowiedział stanowczo. – Mówiłem o kobietach, a nie o facetach. Tak wiem, wiem co zaraz powiesz, ale ja nie zmienię swojego stylu. Wiesz jakie to wspaniałe uczucie machać włosami we wszystkie strony podczas koncertu? To cudowne.
- Dobrze, już dobrze, Dziubasku. Pójdę sama. Zaraz zadzwonię i się umówię.
Tomo tylko na to czekał. Uważnie przysłuchiwał się rozmowie jego narzeczonej z zakładem fryzjerskim, do którego zwykle chodziła. W końcu usłyszał to, co chciał. Vicki miała wizytę jutro. Od razu postanowił wysłać sms do Nortona, by ten zadzwonił do Jareda w sprawie mieszkania i umówił się na jutro. Jak nigdy Norton odpisał od razu: „OK.”. Wkrótce potem rozległ się dźwięk jaredowego BlackBerry.
- Halo?
- Witam. Dzwonię w sprawie obejrzenia mieszkania. Jestem kolegą Tomo…
- A tak pamiętam.
- Czy możemy się umówić na jutro, po południu. Chciałbym je obejrzeć. Ostatnio trafiło mi się parę ofert. Chciałbym wybrać to najlepsze.
- Klient nasz pan. – Zaśmiał się Jared.
- Tak, racja. Więc wizyta w godzinach 13 – 15 pasuje?
- Tak, jak najbardziej. Tomo podał adres?
- Mam wszystko zapisane. Będę na czas. Więc… do zobaczenia.
Jared nie zdążył odpowiedzieć, a rozmówca już się rozłączył.
- Dziwny ten twój kumpel, wiesz. – Zwrócił się do Tomo.
- No a co ja mu zrobię, że taki jest. Co chciał? Umówił się na jutro?
- Tak. Obejrzy moją ruderę i zobaczymy, co dalej. Wiesz, gdyby to nie był twój kumpel, to nie wiem, czy bym je sprzedał.
- Ha ha! – Zaśmiał się w głos Shannon. – Czyżby pojawiło się u ciebie coś takiego, jak kryzys wieku średniego? Chcesz zachować wszystko co łączy cię z przeszłością? Może jeszcze zaczniesz kupować super bryki, jak podstarzałe gwiazdy Hollywood?
- Zamknij się. Po prostu lubię tą ruderę. To totalna ruina, ale ją lubię. Mam do niej sentyment, nic poza tym. To żaden kryzys, idioto.
- Dobra, chłopaki zaraz się pokłócicie. Cisza mi tu. – Skarciła ich Vicki. W zażegnywaniu konfliktów była prawdziwym mistrzem. Nie stosowała przemocy, ani krzyku, a wszyscy jej słuchali. Po jej słowach wszyscy wrócili do wcześniej wykonywanych czynności. Tylko Tomo odpłynął do świata wiecznie niepoukładanych myśli.
Szybko nastała noc, a po niej kolejny dzień. Dla Tomo – wielki dzień. Dziś Jared dowie się o czymś bardzo ważnym, a Tomo będzie go przekonywał żeby nie wyjawił tego jego ukochanej. Cały dzień był trochę nieobecny, co bystre oko Vicki od razu dostrzegło:
- Kochanie, co ci jest? Ja do ciebie mówię, chłopaki do ciebie mówią, a ty patrzysz w jeden punkt i się nie odzywasz. Tak jakbyś spał z otwartymi oczami. Co jest grane?
- Ech się nie wyspałem. – Kolejne kłamstwo. – Głowa mnie trochę boli i jestem nieobecny. Jutro już będzie lepiej. Gwarantuje ci to.
Vicki uwierzyła. Nie miała innego wyjścia.
Tuż po lekkim obiadku, jakie zaserwował Jared – oczywiście wegetariańskim – Vicki udała się na umówione spotkanie. W ogóle Jared był niezłym kucharzem. Choć przygotowywał posiłki bezmięsne to miały one swój intensywny smak i zapach. Wszyscy je lubili. Nawet Shannon nie omieszkał nieraz nie pochwalić swojego młodszego brata. W kuchni czuł się jak ryba w wodzie. Ciągle wyszukiwał jakieś nowe potrawy. Jadąc w światowe tourne i odwiedzając restauracje w wielu krajach po kryjomu szukał inspiracji do jego kuchennych eksperymentów.
Vicki wyszła, niedługo po niej również Jared szykował się do spotkania. Wyciągnął z szafy nowy t-shirt, bo ten który miał na sobie był cały w mące. Obowiązkowo ubrał ciemne okulary. Po chwili zastanowienia zabrał również na niego za dużą bluzę. Uwielbiał ukrywać się pod jej ogromnym kapturem. W takim stroju mógł wyjść na miasto. Mało osób rozpoznałoby w nim jednego z pięćdziesięciu najpiękniejszych ludzi na świecie. Nie miał dzisiaj ochoty na zdjęcia z fanami i rozdawanie autografów. Nie raz chciał być ‘normalny’, z problemami zwykłych ludzi. Choć w większości wywiadów przyznawał, że praca za biurkiem by go zabiła, to nie była do końca była to prawda. Pisk dziewczyn na koncertach dodawał mu powera, ale bycie marionetką i ciągłe uśmiechanie się do robionych mu zdjęć potrafiło być męczące. Już od lat tego nie robił. Ludzie chcieli się do niego przytulać, uśmiechali się, a on stał i tylko czekał na błysk flesza. Nie wkładał w to żadnego uczucia. Takie spotkania jak meet&great przed lub po koncertach były tylko formalnością, której musiał sprostać. Czasem żałował, że nie został malarzem…
Gdy tylko Jared wyszedł, Tomo cichaczem wymknął się z domu. Nie chciał jeszcze raz tłumaczyć Shannonowi historii poznania pewnej dziewczyny. Miał dosyć kazań i pouczania. Gitarzysta wiedział którędy młodszy Leto pojedzie do swojego tajemniczego mieszkania. Zdążył wcześniej przeanalizować mapę miasta. Tak więc bocznymi uliczkami zmierzał w tym samym kierunku.
Po piętnastu minutach Jared był już na miejscu. Stanął przed podstarzałą kamienicą. Jego mieszkanie znajdowało się na czwartym piętrze. Gdy tylko przekroczył swój próg, od razu przypomniał sobie dawne lata. Młodość, szaleństwo, życie na krawędzi i nie przejmowanie się dosłownie niczym. Nabrał w płuca powietrza. Możliwe, że ostatni raz czuje zapach swojego lokum.
Usiadł na poszarpanej kanapie. Jego pies się na niej wyżywał. Podziwiał mazgaje z różnych substancji na białej kiedyś ścianie. Dla niego były piękne. Jak ja dawno tutaj nie byłem – myślał w duchu. Wszystkie wspomnienia wróciły. Wrócił też ten czas, kiedy był nieziemsko szczęśliwy i zakochany. Znowu myślał o Cameron. Wszystko tutaj mu ją przypominało. Na podłodze leżał kolorowy dywan, który ona wybrała. A na parapecie znajdował się uschnięty kwiatek, który on jej podarował. To była czarna doniczkowa różyczka. Bardzo rzadka, niespotykana. Tutaj umarła, razem z miłością.
Jared siedział tak w bezruchu aż usłyszał pukanie do drzwi. Otworzył z zamiarem zobaczenia jakiegoś sztywniaka, a ujrzał… Tomo.
- Co ty tutaj robisz? – Zapytał zdezorientowany.
- Jest sprawa. – Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Zaraz przyjdzie twój kumpel, co ty odpierniczasz?
- Nie przyjdzie.
- Rozmyślił się? Nie, no świetnie! Nie po to się z nim umawiałem żeby…
- Ja jestem tym kumplem. – Przerwał mu w pół zdania.
- Yyy, co?
- Usiądźmy. – Chorwat wskazał na kanapę, z której niedawno zerwał się Jared do otworzenia drzwi.
- Co ty kombinujesz?
- Posłuchaj. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale chcę wynająć twoje mieszkanie dla jednej dziewczyny.
- Tomo, masz Vicki.
- Wiem. Uwierz mi bądź nie. Poznałem ją w dziwnych okolicznościach. Została pobita, pomogłem jej. Nie ma nikogo oprócz mnie. No i jeszcze jest ojczym, który chce ją zabić. To mieszkanie byłoby wspaniałym miejscem dla niej. Mogę ci zapłacić dwa razy tyle ile za nie chcesz. Nawet trzy…
- Daj spokój, mi nie będziesz za nic płacić… Chcę tylko wiedzieć, dlaczego?
- Lubię ją i tyle. A Vicki kocham.
- I pewnie ona nie ma się o tym dowiedzieć?
- Nikt nie może wiedzieć. Chociaż… w sumie… Shannon już wie.
- Jemu powiedziałeś, a przede mną masz jakieś tajemnice?
- Niby jak miałem to zrobić, jak cały czas mam obok Vicki. Pomyśl trochę. Nie wygadasz się?
- Nie wiem… - zamilkł na chwilę. Spuścił wzrok, a po chwili dodał - Jak tylko skrzywdzisz Vicki, powiem jej wszystko.
- O to się nie martw. Chcę dla tej dziewczyny zrobić coś dobrego. Zrozumiałbyś gdybyś był na moim miejscu. Ona od życia nic nie dostała.
- No dobra.
- Ale mi głupio.
- Może być ci jeszcze bardziej głupio po tym, jak rozklejasz się na widok nieszczęśliwych dziewczyn?
- Przestań! Mówię poważnie. Dasz mi mieszkanie i nic za to nie chcesz?
- Zbyt wiele jest tutaj wspomnień, o których chcę zapomnieć. Jak zamieszka tutaj ktoś inny niż ja może będę o nim mniej pamiętał.
- Będę ci wdzięczny do końca życia.
- No chyba, że się wygadam – zażartował.
- Nawet tak nie myśl. Wiesz co by wtedy było? Świat by mi się zawalił. Jak Vicki odebrałaby fakt, że jej facet szuka mieszkania dla obcej dziewczyny.
- Zrobiłaby ci masakrę piłą mechaniczną. – Roześmiał się.
- Taaa, wszystkie części. Dzięki stary. – Przytulili się mocno.
Byli najlepszymi przyjaciółmi od wielu lat. Musieli się zrozumieć. Tym bardziej, że byli też mężczyznami, a jeden drugiego zawsze zrozumie. Tomo uważał Shannona i Jareda za swoich braci. Wszystkim się z nimi dzielił, zarówno problemami jak i radościami. Razem stawiali wszystkiemu czoła, byli nierozłączni. Przez większość dni w roku razem. Byli wdzięczni losowi za to, że złączył ich ścieżki i mogli się wzajemnie poznać.
Taka przyjaźń na dobre i na złe jest piękna.
_______________________________________
Jak zwykle nie jestem zadowolona z rozdziału. Ale ja już tak mam, że trudno mi dogodzić xD Cieszę się przynajmniej z tego, że udało mi się dodać notkę w miarę szybko. I nie mam znowu dwutygodniowej przerwy. Ech, to moje zabieganie... :) Jak będą w notce jakieś błędy (za które z góry przepraszam) to nie obrażę się, gdy ktoś zwróci mi uwagę. Pisałam naprawdę szybko. Może pod wpływem chwili haha :D
------------------------------------------------------------------------------
EDIT: Jeśli ktoś czyta notkę w późniejszym terminie, niż w październiku 2011, a w komentarzach pojawia się imię "Emily" proszę nie wytrzeszczać oczu. Nastąpiła zmiana imienia głównej bohaterki na Gabrielle. Emily pojawiała się na innych blogach i nie chcę, by brano to jako niewymyślone przez autorkę, jako ściągnięty detal tudzież plagiat.
Ej no! Co tak krótko! Ja tu czekam na jakąś długą notkę, a tu puff... Dobra, co ja narzekam, skoro treść bardzo fajna?! Jak zawsze mnie wciągnęłaś i nie wiem ile jeszcze będę musiała czekać na kolejny rozdział! Żeby tylko Jay się nie wygadał...
OdpowiedzUsuń