Gabrielle tak oddała się rozmyślaniom, że ani się obejrzała, a już stała przed kamienicą, w której mieszkała. Stary budynek, z którego odpadała czerwona farba nie prezentował się zbyt dobrze na tle nowych, oszklonych wieżowców. Sąsiadami dziewczyny byli albo czarnoskórzy z biednego marginesu społecznego, albo biali wielokrotnie skazani za szereg przestępstw. Z racji tego, że ona tam się wychowała, nie robili jej najmniejszej krzywdy. Byli w tym samym miejscu, o tym samym czasie. Nikt w tej dzielnicy nie był lepszy, wszyscy byli równi. Zatem nie bała się przechodzić obok mordercy, wypuszczonego wcześniej z więzienia za dobre sprawowanie, albo obok handlarza narkotyków, czy chorego na AIDS. Nikt tam się tym nie przejmował. Wszyscy żyli w przekonaniu, że kiedyś umrą, a strach nie jest do niczego potrzebny. Czasem może być nawet urozmaiceniem szarej codzienności. Dziewczyna nie bała się żyć pośród ludzi, którzy zostali dawno temu skazani na potępienie przez resztę społeczeństwa, ale bała się ludzkich spojrzeń. Wieczne upokorzenie, jakiemu została poddana przewyższyło jej silną osobowość i wolę istnienia. Czy chciała żyć? Pewnie tego dnia, wraz ze wschodem słońca, chciała by promyk, który się w niej tlił zgasł, ale po znalezieniu małego żyjątka to nieco się zmieniło. W jej kieszeni biło maleńkie serduszko, dawało znak życia, nie mogła teraz o tym zapomnieć. Podeszła do schodów, spojrzała w niebo. Nadal było czysto błękitne. Taki ogromny kontrast pomiędzy Ziemią, na której nie znała innej rzeczywistości, pośród której żyła, szarej, brudnej i okropnej oraz Niebem, które samo w sobie było piękne. Wzięła głęboki wdech i weszła do kamienicy. Mieszkała na drugim piętrze. Musiała pokonać kolejną partię schodów. Ale jeszcze gorszych niż te na zewnątrz. Tutaj czuć było dziwny zapach grzyba unoszącego się w powietrzu, rozkładających się szczurów oraz choroby. Często mogła spotkać bezdomnych, którzy szukali tam kąta schronienia. Stanęła przed drzwiami do swojego lokum. Włożyła klucz do zamka i przekręciła go, tym samym otwierając drzwi. Chociaż w mieszkaniu mogła się schronić przed spojrzeniami, których tak nienawidziła, nie lubiła tutaj wracać. Nie mieszkała sama. Musiała dzielić życie z ojczymem. John był dobrym człowiekiem, dopóki żyła matka Gabrielle, Sally. Jednak gdy zmarła życie małej, siedmioletniej wówczas dziewczynki przewróciło się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Ojczym z kochającego tatusia zamienił się w staczającego się na samo dno pijaka. Nie szczędził wyzwisk oraz silnej ręki. Zbyt mocno kochał Sally, nie mógł się pogodzić z jej stratą. A w małej Gabrielle widział ją codziennie. Delikatne rysy twarzy, błękit oczu, ciemny kolor włosów, małe dłonie, które szybko przebierały na klawiszach pianina. Dziewczynka odziedziczyła wszystkie najlepsze cechy swojej matki. To stało się jej przekleństwem.
Gabrielle weszła do mieszkania po cichu, żeby sprawdzić czy John jest w środku i przez przypadek go nie obudzić. Przestała go kochać, jak prawdziwego ojca, gdy miała szesnaście lat, a on pierwszy raz ją zbił. Nie zrobił tego lekko, to nie był zwykły klaps. Wylądowała w szpitalu i była nieprzytomna przez prawie miesiąc. Lekarze dziwili się, że w ogóle wróciła do pełnej sprawności. Od tego czasu przestała kochać kogokolwiek. Jedyną rodziną był właśnie John. Przestała go kochać. Nie miała od tej pory nikogo, do kogo mogłaby się zwrócić, poradzić, wypłakać. Żyła tylko dlatego, że jakaś kobieta znalazła ją zalaną krwią w pobliżu parku, przez który dzisiaj przechodziła, i w którym widziała dziwną sytuację pomiędzy trójką mężczyzn. Gdyby tak nie bała się ludzi, a szczególnie płci przeciwnej, może nawet zamieniła by z czarnowłosym więcej słów. Może padło by jakieś: ‘dlaczego?’, ‘o co się kłóciliście?’. Ale w takim wypadku wolała uciec. Nie widzieć jego wyrazu twarzy, ani nie słyszeć jego głosu.
Rozejrzała się dokładnie. Kanapa, na której zwykł całymi dniami leżeć John była pusta, to oznaczało, że nie było go w domu. Wyszedł po zasiłek, który dostawali wszyscy alkoholicy, zawsze na początku miesiąca, by mieć za co żyć, a oni oczywiście przeznaczali go na zwiększenie promili we krwi. Korzystając z okazji zaczęła w pośpiechu przeszukiwać szafki, by znaleźć cokolwiek, co mały gołąb mógłby zjeść. Myślała, że nastał cud, gdy w jednej z szafek ukazało jej się opakowanie płatków owsianych.
- Mamy jedzenie – uśmiechnęła się do stworzenia, które trzymała już w jednej dłoni.
Pośpiesznie nakarmiła pisklę płatkami i napoiła wodą. Było bardzo głodne, gdyż pochłonęło sporą ilość jedzenia, jak na takie maleństwo, w błyskawicznym tempie. Wolała go nie zostawiać samego w mieszkaniu, bo zapewne John zakończyłby szybko jego żywot. Poza tym, że stał się tyranem i był nałogowym alkoholikiem, dorabiał od niedawna nielegalnie przy rozpakowywaniu towaru w okolicznych sklepach. Robił to o różnych porach dnia i nocy, wtedy Gabrielle mogła cieszyć się sobą, poczuć lekki smak życia, którego i tak nie miała.
Nagle usłyszała trzaśnięcie drzwiami wejściowymi do kamienicy. Pośpiesznie zabrała otwarte opakowanie płatków do torby. Założyła ją na ramię, włożyła do środka pisklaka i wyszła. Wiedziała, że w całej kamienicy taki powrót oznajmia tylko John. Nie chciała go dzisiaj spotkać. Byłoby to coś w stylu Davida i Goliata, tylko że Goliatem byłby John, a Davidem bez kamienia i procy, totalnie bezbronnym – Gabrielle.
Dziewczyna wyszła w pośpiechu. Na zegarze dochodziło południe. Nakarmiła pisklę, ale sama jeszcze dzisiaj nie miała w ustach ani kęsa. Tak się spieszyła, że zapomniała zabrać odrobinę heroiny, by móc na sekundę odpłynąć, poczuć ten błogi stan. Przez brak narkotyku w organizmie stała się jakoś dziwnie niespokojna. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Jedynie widok śpiącego maleńkiego gołębia ją nieco uspokajał. Postanowiła oddać się kolejnej czynności, którą uwielbiała robić godzinami, mianowicie chodzić pośród „lepszych” dzielnic Los Angeles. Dzisiaj obiektem zwiedzania stał się hotel Hilton Checkers Los Angeles. Wiedziała, że w stroju, który ma na sobie raczej nie wejdzie do tego aż czterogwiazdkowego hotelu, który był jednym z sieci hoteli Hilton w całych Stanach, a ich właścicielką była piękna Paris Hilton. Podziwiała z bezpiecznej odległości sławy tam się zatrzymujące oraz inne bogate osoby. Przez szybę mogła zobaczyć przepych tego hotelu. Dostrzegła również, że każdy jego kąt jest w innym stylu. Od strony ulicy zauważyła styl japoński. Drzewka bonsai, wachlarze, małe figurki doskonałego origami, wiele elementów pozłacanych, lśniące obrusy, meble z prawdziwego drzewa, przywiezionego prawdopodobnie z samej Japonii. Dech w piersiach zapierały dywany oraz same lśniące podłogi, w których z łatwością można było się przejrzeć. To wszystko dostrzegła z ulicy. Nawet nie śmiała marzyć, co mogłaby zobaczyć gdyby weszła do środka. Nagle jej uwagę przykuła jedna osoba wychodząca z budynku. Był to ten sam mężczyzna, który śmiał się do niej odezwać w parku.
- O fuck – powiedziała do siebie.
Skontrolowała, czy nikt jej nie słyszał i oddała się rozmyślaniu.
Kto to może być? Czy on mieszka w tym hotelu? Nie może należeć do biednych osób. Ehh jaka szkoda, że choć jednego dnia nie mogę zamienić się z nim miejscami. On byłby taką Gabrielle, nikt nie wiedziałby o jego istnieniu, a ja taką …o właśnie taką bogatą i wypachnioną paniusią. Pomagałabym biedniejszym, zarówno ludziom, jak i zwierzętom… to była by świetna sprawa…
- O fuck – powiedziała do siebie.
Skontrolowała, czy nikt jej nie słyszał i oddała się rozmyślaniu.
Kto to może być? Czy on mieszka w tym hotelu? Nie może należeć do biednych osób. Ehh jaka szkoda, że choć jednego dnia nie mogę zamienić się z nim miejscami. On byłby taką Gabrielle, nikt nie wiedziałby o jego istnieniu, a ja taką …o właśnie taką bogatą i wypachnioną paniusią. Pomagałabym biedniejszym, zarówno ludziom, jak i zwierzętom… to była by świetna sprawa…
Mężczyzna wyszedł z hotelu i momentalnie znalazła się obok niego grupka dziennikarzy. Wszyscy przepychali się żeby tylko móc zadać mu pytanie. On z kolei nie garnął się żeby komukolwiek odpowiadać. Jego wyraz twarzy mówił jedno: „jestem zły, nie przeszkadzać mi!”. Gabrielle nie słyszała, o co paparazzi pytali czarnowłosego, ograniczała ją ruchliwa i bardzo hałaśliwa ulica. Odważyła się jednak na pewien krok. Nie myślała, że coś takiego kiedykolwiek przyjdzie jej do głowy. W końcu była nieśmiała i nie lubiła ludzi. Teraz jednak widząc bezradność tego mężczyzny postanowiła mu pomóc. Przeszła przez pasy, akurat paliło się zielone światło. Podeszła dość blisko, po czym zaczęła krzyczeć:
- Ratunku! Ratunku! Tam jest ciało! Morderca! Aaaa!...
Paparazzi momentalnie odwrócili wzrok w jej stronę. Zaczęli pytać:
- Gdzie? Gdzie pani to widziała? Jakie ciało? Mocno zmasakrowane?
Gabrielle nie czekając ani chwili zaczęła angażować się w swój występ jednego artysty.
- Tam! Jest tam! Widzicie? Cały ubrany na czarno, biegnie. A zwłoki są tuż za zakrętem. To musi być ktoś bogaty, bo elegancko ubrany!
Grupa pobiegła, zostawiając Gabrielle i mężczyznę. On biedny nie wiedział, co ma zrobić. Patrzył na dziewczynę zdezorientowanym wzrokiem. Dziewczyna nie czekała ani chwili i chwyciła mężczyznę za rękę, pociągnęła w boczną uliczkę i stali już twarzą w twarz. Teraz czarnowłosy mógł się przyjrzeć jej rysom, jej zmęczonej życiem twarzy. Od razu poznał, że dziewczyna, która stoi przed nim, to ta sama dziewczyna, która nie chciała z nim rozmawiać w parku.
- Odciągnęłaś ich? – nieśmiało zapytał.
- Tak. Wydałeś mi się nieźle zagubiony, a to są sępy, nie ludzie. A ja chciałabym pomóc każdemu, kto tej pomocy potrzebuje. Może niech to będzie rekompensata za to, że w parku byłam taka oschła, wręcz niemiła. A teraz możesz sobie spokojnie odejść, pa – odwróciła na pięcie i udała się w swoim kierunku.
- Zaczekaj! – usłyszała za sobą. – Nic za to nie chcesz? Nie chcesz wiedzieć o co im chodziło? Tak po prostu odchodzisz?
- A to coś złego?
- Nie… jesteś aż… zbyt normalna. – Tutaj mężczyzna szeroko się uśmiechnął.
Gabrielle odwróciła i skierowała w jego stronę.
- Uznam to za komplement. I uwierz, że naprawdę nic od ciebie nie chcę.
- A ja mogę coś chcieć?
- Mam się bać?
- Nie sądzę.
- No to słucham.
- Mogę znać twoje imię?
- Tak.
- A więc??? – zapytał słysząc głuchą ciszę.
- Gabrielle. Jestem Gabrielle. – Odpowiedziała powolnym krokiem już się oddalając.
- Gdzie mieszkasz?
- Tu i tam, wszędzie. W Los Angeles.
- Ratunku! Ratunku! Tam jest ciało! Morderca! Aaaa!...
Paparazzi momentalnie odwrócili wzrok w jej stronę. Zaczęli pytać:
- Gdzie? Gdzie pani to widziała? Jakie ciało? Mocno zmasakrowane?
Gabrielle nie czekając ani chwili zaczęła angażować się w swój występ jednego artysty.
- Tam! Jest tam! Widzicie? Cały ubrany na czarno, biegnie. A zwłoki są tuż za zakrętem. To musi być ktoś bogaty, bo elegancko ubrany!
Grupa pobiegła, zostawiając Gabrielle i mężczyznę. On biedny nie wiedział, co ma zrobić. Patrzył na dziewczynę zdezorientowanym wzrokiem. Dziewczyna nie czekała ani chwili i chwyciła mężczyznę za rękę, pociągnęła w boczną uliczkę i stali już twarzą w twarz. Teraz czarnowłosy mógł się przyjrzeć jej rysom, jej zmęczonej życiem twarzy. Od razu poznał, że dziewczyna, która stoi przed nim, to ta sama dziewczyna, która nie chciała z nim rozmawiać w parku.
- Odciągnęłaś ich? – nieśmiało zapytał.
- Tak. Wydałeś mi się nieźle zagubiony, a to są sępy, nie ludzie. A ja chciałabym pomóc każdemu, kto tej pomocy potrzebuje. Może niech to będzie rekompensata za to, że w parku byłam taka oschła, wręcz niemiła. A teraz możesz sobie spokojnie odejść, pa – odwróciła na pięcie i udała się w swoim kierunku.
- Zaczekaj! – usłyszała za sobą. – Nic za to nie chcesz? Nie chcesz wiedzieć o co im chodziło? Tak po prostu odchodzisz?
- A to coś złego?
- Nie… jesteś aż… zbyt normalna. – Tutaj mężczyzna szeroko się uśmiechnął.
Gabrielle odwróciła i skierowała w jego stronę.
- Uznam to za komplement. I uwierz, że naprawdę nic od ciebie nie chcę.
- A ja mogę coś chcieć?
- Mam się bać?
- Nie sądzę.
- No to słucham.
- Mogę znać twoje imię?
- Tak.
- A więc??? – zapytał słysząc głuchą ciszę.
- Gabrielle. Jestem Gabrielle. – Odpowiedziała powolnym krokiem już się oddalając.
- Gdzie mieszkasz?
- Tu i tam, wszędzie. W Los Angeles.
To były ostatnie słowa jakie od niej usłyszał tego dnia. Zniknęła szybko za rokiem. Nie mógł o niej zapomnieć. Nawet gdy wrócił do hotelu, do swojej dziewczyny, o imieniu Vicky, nadal myślał o Gabrielle. Nie było to myślenie polegające na jakiejś manii, zauroczeniu, ale raczej zainteresowanie tym, że Gabrielle była prostą dziewczyną, prawdopodobnie nie wiedziała kim on jest i miała taki smutek narysowany na twarzy.
Kładł się tuż obok Vicky. Ta przytuliła go mocno, a on nie zmrużył oka, aż do pierwszych promyków słońca, które wkradały się przez okna hotelu. Ta noc dla niego była bezsenna. Od czasu do czasu tylko spoglądał na śpiącą na jego piersi kobietę. Taka spokojna, ładna, delikatna, z dobrej rodziny. Podczas snu miała dziwny wyraz twarzy, wyrażający zadowolenie, uśmiech. Totalne przeciwieństwo Gabrielle. Tamta z kolei wydała się być zagubiona, smutna, nie miała na sobie ani grama makijażu. Miała zwariowany pomysł odciągnięcia paparazzich. Vicky zapewne nigdy nie odważyłaby się na coś takiego. Jej ciało było takie miękkie i gładkie. Gabrielle z kolei szorstkie, tak jak jej stosunek do ludzi.
Kładł się tuż obok Vicky. Ta przytuliła go mocno, a on nie zmrużył oka, aż do pierwszych promyków słońca, które wkradały się przez okna hotelu. Ta noc dla niego była bezsenna. Od czasu do czasu tylko spoglądał na śpiącą na jego piersi kobietę. Taka spokojna, ładna, delikatna, z dobrej rodziny. Podczas snu miała dziwny wyraz twarzy, wyrażający zadowolenie, uśmiech. Totalne przeciwieństwo Gabrielle. Tamta z kolei wydała się być zagubiona, smutna, nie miała na sobie ani grama makijażu. Miała zwariowany pomysł odciągnięcia paparazzich. Vicky zapewne nigdy nie odważyłaby się na coś takiego. Jej ciało było takie miękkie i gładkie. Gabrielle z kolei szorstkie, tak jak jej stosunek do ludzi.
dziękuje Ci bardzo . :*
OdpowiedzUsuńi to , że nie komentuje nie oznacza , że nie czytam bo jest wręcz przeciwnie . :)
przeżycia Twojej bohaterki (zwłaszcza z pierwszego rozdziału) nie są mi obce , więc naprawdę fajnie będzie się to czytało . może czegoś ciekawego się jeszcze dowiem . ? :)
w każdym bądź razie informuj mnie o nowych , jeśli byś mogła to rób to przez gadu: 34660070 będę Ci wdzięczna . :)