Jared w końcu się wyspał. Od wielu miesięcy nie mógł zmrużyć oka, a teraz spał jak niemowlę, zmęczone całodniowym poznawaniem świata. Obok siebie miał bijące małe serduszko skrzydlatego stworzenia. Jak nigdy czuł się bezpieczny, pozbawiony jakichkolwiek zahamowań i lęków. Tak jakby ten gołąb, którego nazwał Juliuszem miał mu w czymś pomóc, ochronić. Po pięciu godzinach snu nagle się ocknął. Szybko zerwał się do pozycji siedzącej. Będący już w środku autobusu Shannon, wybuchnął śmiechem:
- Co jest braciszku? Jak się spało? Może ty potrzebujesz jakiegoś stworzonka do spania? Ja sugerowałbym raczej nie gołębie, a jakąś kobietę na stałe. – Zamierzony żart w głosie starszego brata sprawiał, że Jared już wychodził z siebie.
- I kto to mówi? Jesteś ode mnie starszy, a też nie masz nikogo. A w ogóle mnie kobiety nie są potrzebne. – Przecierał zaspane oczy.
- Taaak?! – Wrzasnął, a na jego twarzy mimowolnie zaczął pojawiać się szeroki uśmiech.
- Tak. Wieczna kontrola. Pytania typu ‘gdzie byłeś’, ‘co robiłeś’, spowiadanie się ze wszystkiego nie jest dla mnie. Sex owszem z kobietą, ale taki na jedną noc. Żeby potem można było się zwinąć, a ona nie stawiała na mnie krzyżyka, że to niby ja mam zostać jej mężem i być przywiązany do pantofla. Co to, to nie.
- Ty mój mały jebusku. A może właśnie spróbuj takiego życia pod pantoflem, ja wtedy też spróbuję. Zobacz jak Tomo się powodzi.
- Bo często jej nie widzi. Jak się spotkają to nadrabiają wszystko. Nie przekonasz mnie do jakiegokolwiek związku, a tym bardziej do zaobrączkowania, zbyt wiele w życiu przeszedłem. Kobiety potrafią ranić, wiesz?
- O tak, kobiety również potrafią pokazać pazurki. Ale przecież nie wszystkie, są wyjątki kobiet oddanych, wiernych i nie takich, jak to przed chwilą opisałeś. Potrafią zaspokajać wszystkie potrzeby, być wyrozumiałe, lojalne, potrafią pokonywać wszystkie kłody rzucane im pod nogi…
- Spotkałeś takie cudo?
- Wiesz, że nie, ale ciągle mam nadzieję. A ty jak jesteś taki niedowiarek to może dostaniesz ode mnie na urodziny gumową lalkę. – Zaśmiał się głośno. – Dasz upust emocjom.
- Nie trzeba, mam rączki.
- Fuj! Nie musisz mi tego opowiadać! – Zakrył usta dłonią. – Właśnie sobie to wyobraziłem i mam odruch wymiotny.
- Nie mów mi, że ty tego nie robisz?
- Skończ!
- No ale tak, czy nie? – Jared wyraźnie się ożywił rozmową i chciał dogryźć bratu.
- Dla twojego chorego móżdżku: skończyłem z tym. Nie jestem nastolatkiem. Jeśli już to z kobietą, ale tą jedyną.
- Romantyk, albo przez wiek już niedomagasz. – Jared zwijał się na kanapie ze śmiechu, głaszcząc przy tym gruchające stworzenie.
Shannon nie wytrzymał. Wstał i bardzo oburzony wyszedł z autobusu. Młodszy brat chyba uderzył w czuły punkt. Przez to, że był wypoczęty i naładowany energią, sprawiał wrażenie jeszcze bardziej nieznośnego niż zwykle.
Shannon jak tylko wydostał się z autobusu, zaczął wyżywać się na drzewie stojącym parę metrów od niego: Jak on mi może mówić o związku z kobietą jak ja go non stop pilnuję. Zachowuje się gorzej niż pięcioletnie dziecko. Jak ja go nienawidzę! – Myślał w duchu, kopiąc drzewo i robiąc butami w ziemi małe dołeczki. – Nienawidzę go, ale również kocham. Chciałbym żeby w końcu się ustatkował, dał mi odsapnąć. Też chcę już spokoju. Jestem starym baranem, który opiekuje się również starym bratem. I też baranem. Starość nas pochłonie i ani się obejrzymy, nie będzie do czego wracać… - Shannon przerwał rozmyślanie, gdy na horyzoncie pojawił się Tomo ze swoją ukochaną Vicki.
- Cześć Shanimalku! – Dziewczyna podbiegła do starszego Leto i uwiesiła mu się na szyi w geście przywitania.
- Dobra, dobra dosyć tych czułości. Jestem zazdrosny – wtrącił Tomo.
- Mieliście się tylko na chwilę spotkać, co ty tutaj robisz? – Shannon był nieco zdziwiony jej wizytą.
- Tak. Miałam przyjść żeby zobaczyć Tomo i zjeść z nim pyszny obiadek, ale wzięłam sobie urlop i jestem. Będziecie mnie mieli dwa tygodnie na głowie. – Odparła z radością.
- Ooo, no fajnie, fajnie. Przyda się jakaś damska ręka w autobusie. Mamy przecież tam duże dziecko.
- Ha ha ha – Zaśmiała się głośno. – Mówisz o Jaredzie? Spokojnie, przy mnie zawsze się trochę hamował i udawał gentlemana.
- Chyba jesteś kobietą. – Zauważył Tomo.
- Co ty nie powiesz? A nie spotykasz się czasami z transwestytą imieniem Horhe? – Wszyscy troje spontanicznie się zaśmiali.
- Nie to miałem na myśli. – Odparł Tomo, gdy już mógł złapać oddech. – Mówiąc, że jesteś kobietą, mówiłem, że Jared będzie się hamował. Nie będzie chciał psuć dobrego zdania na jego temat. A ty i tak wszystko wiesz od nas, ale on nie musi. Będziesz przyszłą panią Milicevic. Muszę ci wszystko mówić. – Schował drobną kobietkę w swoich silnych ramionach. Ona nie kryła zadowolenia z bycia z kimś takim, jak Tomo. Rozumieli się doskonale, byli idealną parą. Kłócili się jak każdy, ale jedynie o poważne sprawy. Po kłótniach czule się przepraszali. Byli ze sobą od bardzo dawna. Lata mijały a ich miłość rozkwitała. Oboje nie wyobrażali sobie życia, gdyby nagle zabrakło jednego z nich. Taka miłość przecież dwa razy się nie zdarza.
- No to gdzie masz bagaże. – Rozglądnął się dookoła Shannon.
- Zostały w hotelu. Nie wiedziałam o której dokładnie będziecie. Pójdziemy później po nie? – Błagalnym wzrokiem spojrzała na Tomo.
- Muszę? – Odpowiedział.
- Tak musisz. – Uśmiechnęła się i pocałowała go w czoło.
- No to jak muszę, to nie mam wyjścia.
- Pantoflarz! – Śmiał się Shannon.
- Zobaczymy cwaniaku, jak ty znajdziesz swoją kobietę, czy nie będziesz pantoflarzem. – Mówił Tomo ciągle się podśmiewając.
- Ehh przerabiałem już dzisiaj ten temat z Jaredem. – Na jego twarzy momentalnie malował się smutek. – Idę na spacer. Do zobaczenia później. – Czym prędzej chciał darować sobie wiercenie tego tematu dwa razy w ciągu jednego dnia. Wkrótce Shannon zniknął z zasięgu wzroku pary.
- Co mu się stało? – Vicki nie kryła zdziwienia. Nagle nastrój perkusisty zmienił się w ułamku sekund o 360 stopni.
- Nie wiem Skarbie, ale jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o Jareda. On nigdy chyba nie dorośnie.
- Pewnie masz rację. Przywitam się z tym wielkim dzieckiem. Chodź! – Pociągnęła Tomo za rękę. Nagle jego telefon dał o sobie znać. Na wyświetlaczu widniało „Noton”.
- Już kochanie. Idź się przywitaj, a ja odbiorę.
- Jakaś kochanka?
- Taa jasne. Cały harem prostytutek. A na poważnie, znajomy. Mogę ci nawet pokazać wyświetlacz telefonu.
- Wierzę ci głuptasie. – Vicki poszła do Jareda, a Tomo odebrał telefon. – Halo. Coś się stało, że dzwonisz?
- Cześć. Tak, stało się i to dużo. Ojczym Gabrielle próbował ją zabić.
- Co?! To jakiś żart?!
- Nie żartuję w takich sprawach. Nie wiem, jakim cudem ktoś go wpuścił na mój oddział. Tyle co odzyskała przytomność, a zjawił się ten gnojek. Wszystko było na dobrej drodze, a teraz… Ona teraz nie chce z nikim rozmawiać. Jedynie do mnie mruknie parę słów. Wiem, że do ciebie miała największe zaufanie. Przyłapałem go na gorącym uczynku, ale dopóki nie zostaną postawione mu zarzuty, a to może być utrudnione przez jego wpływową rodzinę, która koniecznie nie będzie chciała rozgłosu, to bydlak może spróbować znowu.
- Co mam robić?
- Najlepiej jak najszybciej się z nią zobaczyć i przekonać żeby chociaż jadła.
- A potem?
- Trzeba jej poświęcić trochę czasu. Opowiedziała mi swoją historię i wierz mi, kolorowo to ona w życiu nigdy nie miała. Ledwo ją odratowałem. To ciężkie, traumatyczne przeżycie. Może… - Urwał w pół zdania.
- Co może?
- Może się nią zaopiekujesz? Ukryjesz gdzieś?
- Norton, zwariowałeś? Jestem w wiecznej trasie. Gdzie mam ją niby zabrać? Do ciasnego autobusu z nami?
- To jest jakieś wyjście. Ja jestem dwadzieścia cztery godziny na oddziale, tutaj jej nie schowam, za dużo ludzi.
- Może i bym ją zabrał w tour, ale… mam dziewczynę, co ona sobie pomyśli. Gabrielle może stać się nieświadomie przyczyną rozpadu mojego związku, a tego bym nie chciał.
- Mówiłeś, że to twoja przyjaciółka.
- Tak, ale jak moja Vicki się dowie. To moja narzeczona. Zrozum mnie.
- No to na razie!
- Nie czekaj! Może wynajmę jej jakieś mieszanie? Tylko tyle mogę zrobić.
- Zawsze coś. Ale musi to być bardzo ustronne miejsce. Może nawet poza LA. Mogę pomóc ci szukać.
- Norton, spotkajmy się za dwa dni w restauracji „Venice” o 18. Moja dziewczyna idzie. Pa – Rozłączył się.
- Dziubasku, co tak marszczysz brwi. Stało się coś?
- Mojemu kumplowi zmarła babcia. – Wymyślił na poczekaniu. Pierwszy raz od kiedy był w związku z Vicki, okłamał ją. Zrobił to, chociaż wcale nie chciał. Twierdził, że chce jej wszystko mówić, nie mieć przed nią tajemnic, a jednak ją okłamał. Myśl, że po jednej stronie stawiał swoją narzeczoną, a po drugiej ledwo co poznaną nieszczęśliwą Gabrielle, go przerażała. Inny facet miałby gdzieś los obcej dziewczyny. On jednak taki nie był. W jakimś stopniu czuł do niej sympatię i nie mógł przejść obok niej obojętnie. Liczył się z konsekwencjami, gdyby ta sprawa wyszła na jaw, jednak brnął wciąż do przodu.
Rozmyślał bardzo wiele od rozmowy z Nortonem. Bardzo mało mówił. Całe szczęście, że po bagaże Vicki wybrał się sam. Ona z pewnością zauważyłaby od razu jego długie milczenie i maskę powagi jaką przybrał na twarz. Wiedział, że chwila samotności dobrze mu zrobi, przemyśli wszystko, a gdy wróci do tour-busa będzie trochę poukładany i będzie mógł myśleć o chwili obecnej.
Vicki rozpakowywała swoje rzeczy. Upychała je gdzie popadnie. W każdym zakamarku pojazdu była jakaś z rzeczy należących do niej. Jared siedział na kanapie i próbował pisać jakieś nowe piosenki. W przerwach między wersami przyglądał się dziewczynie swojego kolegi. Co Tomo w niej widzi. Jest taka… pospolita, szara, niczym się nie wyróżnia. – myślał w duchu. – Figura jak figura, wzrost ok., osobowość, charakter też niby w porządku, jak u dziewczyny, twarz – cóż widziałem lepsze. Ale on potrafi być z nią szczęśliwy. To jest chyba najważniejsze. To coś, co mnie nigdy się nie przydarzy. Już nigdy się nie zakocham. Wiecznie będę sam, bo jestem zasranym popaprańcem, którego nikt nie zrozumie. Każda dziewczyna ze mną postradałaby zmysły. Oczywiście w negatywnym znaczeniu tego słowa. – Z dogłębnych przemyśleń wyrwał go dźwięk Blackberry. Jego matka przysłała mu smsa:
Synku, proszę cię spotkajmy się.
Już dłużej nie wytrzymam tego dystansu,
na jaki mnie trzymasz.
Porozmawiajmy.
Jared nie spodziewał się czegoś takiego. On i jego matka mieli takie same charaktery, byli wytrwali w swoich przekonaniach, nieugięci. A jednak matka się do niego odezwała. Po tym wszystkim, co od niego usłyszała. Po tym, jak powiedział jej, że ma ją gdzieś, ma zniknąć z jego życia, więcej się nie pokazywać, po miesiącach milczenia. Ona w końcu próbowała się z nim spotkać, pogodzić. Kochał ją, ale ta miłość została wystawiona na ogromną próbę, pewnego mroźnego grudniowego dnia.
Była wigilia, 24 grudnia 2008 roku. Jared jak co roku właśnie wrócił ze swoją matką z całodniowych zakupów. Stały się one tradycją. Najmłodszy syn, zawsze oczko w głowie matki, pomagał jej w wyborze prezentów dla pozostałych członków rodziny, od wielu lat. Prezenty dla siebie kupowali na sam koniec. Wtedy rozdzielali się i często wracali do miejsc, które wcześniej razem mijali. To były najmilsze chwile w całym roku. Rodzina Leto jednoczyła się i była jedna wielką całością. Prawdziwe uśmiechy, szczere gesty, radość. Takie właśnie były Święta Bożego Narodzenia. Matka przygotowywała pyszne potrawy, wyganiając z kuchni braci, jak tylko przekroczyli jej próg. Potrawami rozkoszowali się dopiero podczas wieczerzy, nie wcześniej. Uwzględniała również to, że jeden z synów jest wegetarianinem, a drugi nie. Często robiła dwie wersje jednej potrawy. W pierwszy dzień świąt odwiedzała ich pozostała część rodziny. Przybywali również przyrodni bracia, z drugiego małżeństwa ojca. Constance zawsze uważała ich za osoby bardzo bliskie. Kochała męża nade wszystko, pomimo, że ich zostawił. We wszystkich dzieciach widziała jego odbicie. Czuła wtedy ciepło na sercu. Tak jakby Joseph nadal przy niej był. Jared często dzień wcześniej, podczas odwiedzin rodziny dostawał urodzinowe prezenty. Każdy o nim pamiętał. W ciągu tych paru dni świąt czuł się zawsze wyjątkowo dobrze. Rodzina mogła być rodziną z prawdziwego zdarzenia, której w jego dzieciństwie brakowało.
Rozpakował wiec wszystkie prezenty, pił świąteczne wino i nagle zauważył, że matka gdzieś zniknęła. Pomyślał, że poszła do swojej sypialni, nie mylił się. Udał się tam od razu. Miał wejść żywo do środka, ale zatrzymał się. Drzwi były lekko uchylone, ale mógł dostrzec postać matki, siedzącą na brzegu łóżka z jakimś skrawkiem papieru. Mówiła sama do siebie:
Joseph brakuje mi ciebie, wiesz? Tak bardzo cię kochałam. To co zdarzyło się 38 lat temu, było… nie wiem czym było. Może moją głupotą, może chciałam jakiejś odskoczni. Cenię cię za to, że oboje moi synowie mogą nosić twoje nazwisko, chociaż są braćmi tylko połowicznie. Nigdy nie powiem im prawdy, zabiorę to do grobu, chociaż to tak bardzo boli. Ukrywanie, że Jared nie jest twoim synem i, że on stał się głównym powodem rozpadu naszego małżeństwa. To wszystko…
- Coś ty powiedziała? – Jared stał w progu sypialni swojej matki ze łzami w oczach. – Czym nie jestem? Czego jestem powodem? Nie wierzę, nie wierzę. To jakiś zły sen. Muszę się obudzić.
- Synku, ja ci wszystko wyjaśnię. – Wstała z łóżka i udała się w kierunku Jareda.
- Nie zbliżaj się do mnie! – Mówił przez zęby. – Brzydzę się tobą. Chcę znać nazwisko swojego prawdziwego ojca.
- Po co ci ono? Twój prawdziwy ojciec miał na imię Edgar, on już też… nie żyje.
- Kim on był. – Constance nie odpowiadała. – Powiedz! – Krzyknął.
- To był przyjaciel Josepha ze szkoły. Kiedyś się umówili u nas w domu. Joseph się spóźniał. W końcu został w pracy do rana, a my… wypiliśmy za dużo, poniosło nas, zrozum.
- Nie wybaczę ci tego! Dlaczego mi nie powiedziałaś? Z resztą którzy bracia mają różne kolory tęczówek. Mogłem to zauważyć. I dlaczego Shannon ma inną grupę krwi niż ja? Cholera mamo!
- Jared…
- Nie mów już nic, nic nie mów. Nie dzwoń do mnie, nie jesteś już moją matką. Uważasz mnie za powód rozpadu twojego szczęśliwego małżeństwa. Nie chcę cię znać. – Wyszedł z domu z nikim się nie żegnając.
Wrócił tylko któregoś dnia po swoje rzeczy. Od tej pory nie rozmawiał ze swoją rodzicielką. Była to dla niego wielka męka, ale nie potrafił przebaczyć słów jakie o nim wypowiedziała. Zaczął czuć się ogromnym ciężarem dla wszystkich.
______________
Ale wymęczyłam początek tego rozdziału :( Jakiś taki... nijaki, bez wyrazu, ale to dlatego, że non stop ktoś mi przeszkadzał. Wrrr już nawet popisać nie można...
Wiesz, że strasznie podoba mi się związek Jared&Juliusz? xDD Jej, nie spodziewałam się czegoś takiego... Że Jared nie jest synem ojca Shannona? Wow... Nieźle ;p Wiesz co ci powiem? Czekam, aż w końcu Emily pozna braci Leto. Zdaje mi się, że będzie miała coś wspólnego z jednym z nich, a więc... Poznawaj ich! Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńA! Juliusz i Jared forever! xD
OdpowiedzUsuńO fuck. Młodszy Leto nie jest synem ojca Shanna? No to nieźle. Jeszcze matka ukrywała przed nim prawdę.. Wybaczy jej, czy nie? Myślę, że wybaczy. W końcu to jego matka :). Czekam na nowy rozdział. Pozdrawiam!
Kiedy NN?
OdpowiedzUsuń