Blog zawieszony do odwołania

Sprawy, jakie wkradły się w moje (i tak już beznadziejne) życie, totalnie zabrały mi resztki czasu, na to opowiadanie. Nie usuwam go, bo znając mnie będę miała chęć do niego powrócić. To po prostu "mały" kryzys. Czy popadłam w depresję? Nie wiem, może. Mam napisane dużo rozdziałów z dalekiej przyszłości bohaterów. Nie chcę ich porzucić, wręcz wyrzucić w kąt. Chcę by żyli dalej, ale jeszcze nie teraz. Ktoś, kto w ogóle czyta to opowiadanie (bardzo mi miło), musi się niestety na chwilę obecną zadowolić rozdziałami które już tutaj są. Może wrócę na jakieś Święta. Taki prezent xD zobaczymy... bye! Do napisania!

P.S. Póki co mogę zaprosić na bloga, który będzie funkcjonował, bloga mojego i mojej przyjaciółki, o zespole 30 Seconds To Mars (http://thirtysecondstomars-by-mary-and-alice.blogspot.com). Wiadomości, ciekawostki, głównie od roku 2002, choć starsze w odpowiedniej zakładce też się znajdują. Miło powspominać, bo jak wiadomo zespół ma teraz przerwę (oby nie długą, chcemy nowości, plotek a przede wszystkim nowej płyty) :)

sobota, 6 sierpnia 2011

Rozdział 8: Nadzieja w zwycięstwo

Shannon czekał, aż ujrzy w małej poczekalni swojego brata. Było w niej miejsce tylko na mały stolik i cztery krzesła. Całe pomieszczenie było bardzo przygnębiające. Puste i pomalowane w barwy zgniłej zieleni. W oknach kraty nie pozwoliły zapomnieć o przeznaczeniu tego miejsca. Żadnych dywanów, obrazów i innych bibelotów. Nic co pozwoliłoby dać choć cień wesołości. Starszy Leto obejrzał wszystko dokładnie. Przeszedł go zimny dreszcz, na myśl gdzie musi siedzieć i za kim czekać. Zaczął chodzić nerwowo i liczyć swoje kroki. W końcu jeden ze strażników przyprowadził zakutego w kajdanki Jareda. Perkusista tylko patrzył jak umięśniony i umundurowany mężczyzna pozbawia młodszego Leto kajdanek. Było to dla Shannona jeszcze gorsze uczucie, niż wstyd jaki czuł wcześniej. Nigdy nie przypuszczał, że będzie musiał oglądać brata z kajdankami i w areszcie. Przypomniało mu się dzieciństwo, gdy zdarzało im się obu ukraść coś ze sklepów, a potem zostali złapani. Teraz wiedział, co musiała czuć ich matka. Byli wtedy jeszcze małolatami, które nie odróżniają dobra od zła. Matka nie raz prawiła im kazania. Zrozumieli jej słowa, gdy usłyszeli jednej nocy, jak płacze w poduszkę. Obiecali sobie, że już więcej nic takiego nie zrobią. Przypieczętowali to nawet krwią. Rozcięli nożem palce wskazujące i patrzyli jak krople krwi spadają na ziemię. Potem przyłożyli te palce do siebie. Przypieczętowali przysięgę i żaden z nich nigdy jej nie złamał. Shannon nie mógł opisać tego, co czuł, zarówno gniew jak i ogromna troska i litość.

- Przy wyjściu dostanie pan swoje rzeczy. – Szorstki głos strażnika dał Jaredowi znak odejścia, po czym służbista zniknął za stalowymi drzwiami.
Po chwili Jared zwrócił się do starszego brata:
- No i na co się tak gapisz? Mówiłem żebyś po mnie nie przychodził!
- Stul pysk! Wpadasz w bagno… A z resztą, nie będziemy tutaj o tym rozmawiać. Zabieraj rzeczy i ruszamy w trasę.

Jared z miną istnego cwaniaczka ruszył za udającym się do wyjścia starszym bratem. W głębi duszy jednak wiedział, że zrobił źle, a Shannon ma stu procentową rację. Nie umiał jednak się odnaleźć w tym świecie. Tak, on Jared Leto, wielki celebryta, aktor i muzyk stracił poczucie pewności siebie, istnienia oraz wiarę w dobro, przyjaźń i miłość. Przestał liczyć się z ludźmi. Zbyt wiele osób go skrzywdziło, by mógł im jeszcze raz zaufać.
Tymczasem Tomo, przebywający obecnie w szpitalu i stojący w progu do pokoju Gabrielle zaniemówił, nie mógł wykrztusić ani słowa. Gdy zobaczył pielęgniarkę zmieniającą pościel przez jego umysł w tym momencie przechodziło milion myśli, a największą było to, że Gabrielle już nie ma wśród nas. Nie widział w pomieszczeniu żadnych rzeczy należących do dziewczyny, totalnie nic, co stanowiłoby jej własność. Przecież przez telefon wydawała się cieszyć, nawet się śmiała. 

- Przepraszam – zapytał w końcu – gdzie jest pacjentka, co tutaj leżała?
Kobieta zmierzyła Tomo wzrokiem od stóp do głów i powiedziała:
- Przykro mi, nie wiem. Zajmuję się tylko zmienianiem pościeli, przynoszeniem różnych rzeczy potrzebnych pacjentom i sprzątaniem. Nikt nic mi nie mówi i ja również o nic nie pytam. Proszę spytać w recepcji. Tam powinni wiedzieć, gdzie jaki pacjent leży i co się z nim stało.
- Dziękuję. – Tomo pobladł. Czuł w sobie niesamowite napięcie. Czuł, że zaraz usłyszy o śmierci tej młodej dziewczyny i będzie dobity przez całą trasę.

Mężczyzna kochał swoją pracę, kochał muzykę i koncerty, ale łatwo mógłby to porzucić, rozpocząć użalanie się nad sobą, i opłakiwać Gabrielle. Bardzo łatwo się rozklejał. Miał dobre serce i zabawne usposobienie. Łatwo ufał ludziom. Zawsze pomocny i uczciwy. Pomógł zespołowi w wielu sprawach i zarówno Shannon, jak Jared byli mu wdzięczni, za to, że z nimi jest. W tej chwili czuł się paskudnie. Podszedł niepewnym krokiem do dwóch kobiet zasiadających w recepcji, przełknął ślinę i zapytał:
- Ja szukam dziewczyny z pokoju 6277. Rozmawiałem z nią przez telefon, a teraz jej nie ma. Co się stało?
- Proszę zaczekać. Sprawdzimy w komputerze. – Kobieta wstukała odpowiednie dane do historii pokoju i po chwili dodała – Pacjentka została przewieziona na oddział detoksykacyjno – odwykowy.
- Jak to odwykowy? Detoksyka… co się stało? – Tomo nie mógł uwierzyć. Gabrielle żyła, ale musiała wziąć narkotyki, które zostały w jej kurtce, skoro znalazła się na takim oddziale.
- Nie wiem, kim dla pana jest ta dziewczyna, ale ona chciała popełnić samobójstwo. Zmieszała szpitalne lekarstwa oraz zbyt dużą dawkę narkotyku. Jak on się tam znalazł, nie mamy pojęcia. Lekarz zaraz zawiadomi policję, która zbada sprawę.
- Samobójstwo! – Tomo wykrzyknął, aż wszyscy przechodzący obok przystanęli na chwilę. – Samobójstwo – powtórzył już ciszej. – Czy mogę się z nią zobaczyć?
- Przykro mi, ale nie wolno się z nią teraz widywać. A poza tym jest w śpiączce. O mały włos udałoby jej się, to co zamierzała.
- A w którą stronę na ten oddział? Chciałbym pomówić z lekarzem prowadzącym.
- Prosto tym korytarzem, aż dojdzie pan do dużych szklanych drzwi. Za tymi drzwiami proszę iść w lewo i zobaczy pan gabinet lekarzy. Na oddział nikogo nie wpuszczamy z zewnątrz. Proszę zapytać o doktora Edwarda Nortona.
- Dziękuję bardzo. – Tomo nie przypuszczał, że Gabrielle użyje zostawionych w kurtce narkotyków. Winił teraz sam siebie, że ich nie zabrał. Zatopił się w rozmyślaniach, aż stanął przed wcześniej opisanymi drzwiami, za którymi znajdowała się główna siedziba lekarzy tamtego oddziału. Zapukał do drzwi. Po chwili stanęła w nich ciemnoskóra pielęgniarka, z ostrym jaskrawym makijażem.
- Słucham pana, o co chodzi? – Zapytała.
- Szukam doktora Nortona. Panie w recepcji skierowały mnie tutaj.
- O tak, doktor Norton jest w gabinecie. Już go do pana wołam. – Odwróciła się i zniknęła za drzwiami.
Po chwili drzwi ponownie się otworzyły i stanął w nich młody lekarz. Przystojny, wysoki brunet, cały ubrany na biało. Jedyne co rzucało się w oczy, to plakietka z nadrukowanym czarnymi literami jego nazwiskiem. Lekko się uśmiechnął, jakby rozpoznał w Tomo gitarzystę znanego zespołu.
- W czym mogę panu pomóc… panie Tomo? – Dodał niepewnie. Teraz już było jasne, że lekarz zna zespół 30 Seconds To Mars.
- Tak. – Tomo również uśmiechnął się serdecznie. – Chciałem zapytać o pana nową pacjentkę.
- Pokój 6277?
- Tak, właśnie tak.
- Hm, jest pan kimś z rodziny?
- Nie. Ale zależy mi na losie tej dziewczyny. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale naprawdę tak jest.
- Ma pan czas? Chciałem pomówić z panem w cztery oczy. – Lekarz rozglądnął się po korytarzu, jakby czegoś szukał.
- No w sumie mam chwilę.
- To proszę za mną.
Mężczyźni udali się do osobistego gabinetu doktora Nortona. Normalnie przyjmował on tam pacjentów, ale akurat dzisiaj nie miał nikogo umówionego. Oprócz pracy na oddziale był również świetnym psychiatrą. Leczenie ludzi było jego pasją. A najlepsi lekarze to lekarze z zamiłowania. Uwielbiał patrzeć, jak jego podopieczni są wypisywani, wracają do zdrowia i z uśmiechem na twarzy go pozdrawiają. Nie można było takich chwil kupić za żadne pieniądze.
- Nie pytam kim dla pana jest Gabrielle Diovan i nie wnikam w szczegóły. Z racji tego, że pana lubię i uwielbiam pański zespół co nieco panu powiem, choć nie powinienem. Proszę na to zerknąć.
- Co to jest? – Tomo spojrzał na wygniecioną kartkę trzymaną w ręce przez doktora Nortona.
- Proszę zobaczyć. – Podał mu świstek.

Ta noc bez pożegnania, noc bez gwiazd, noc bez ruchu,
Długo mi wiatr histeryczny tłumaczył epilog najprostszy,
aż oto śmierć dzisiejszą ciężko bijąc ukłuł.
Jestem bezradna jak motyl, motyl nabity na ostrze.
Rzeka: przez okno widać, stanęła i czeka.
Przez okno widać miasta nasunięty witraż.
Na wierszach ślady krwi.
Nie przeczytasz przeżytych epopei.
Nie zobaczysz ani jednego człowieka.
Odpływam nocą najstraszniejszą, a dokąd -
- już wszystko jedno, oczy zamkną odwroty w życie jak drzwi,
ręce jak drewno, ręce jak drewno, ręce jak drewno.
Już spod nóg stoczył się świat
wąskim strumykiem krwi
i tylko czarne szkielety mebli płynąc ode mnie wokoło stoją
a jutro rano jak dziś:
przyjdą na okno małe wróble
i nie spłoszone obejrzą śmierć zastygłą w moim pokoju.

- O Boże, co to jest?
- To napisała Gabrielle. To jej list pożegnalny. Tak więc nie mam wątpliwości, co do tego, że była to próba samobójstwa. – Tomo słuchał uważnie, a Norton kontynuował. – Liczne obrażenia, jakie ma na swoim ciele wskazują, na wielokrotne pobicia oraz, że nie pierwszy raz ta dziewczyna targnęła się na swoje życie. W jej organizmie zmieszało się bardzo wiele substancji, wywołując śpiączkę…
- A ile może potrwać taka śpiączka? – Przerwał gitarzysta.
- Trudno powiedzieć. Dużo zależy od niej samej. Czasem pacjencji, w podobnym do jej stanie budzą się po paru dniach, czasem miesiącach, a czasem zajmuje im to lata. Ona na chwilę obecną nie chce żyć. Jej organizm wykazuje jakieś zalążki chęci bycia wśród ludzi, ale psychicznie osoba, która chce pozbawić się życia musi być wykończona. Zauważyłem na nadgarstkach małe cięcia, prawdopodobnie żyletką. Już dobre parę lat temu chciała się zabić przez podcinanie żył i wykrwawienie, ale chyba w porę otrzeźwiała, albo ktoś ją uratował.
- Doktorze? Zawiadomił pan już policję?
- Nie. Mam zamiar to zrobić, gdy skończymy rozmowę. – Oznajmił.
- Może to bardzo głupio zabrzmi, co teraz powiem, ale proszę tego nie robić.
- Słucham? – Zapytał zaskoczony. Nie mógł rozgryźć, co chodziło Tomo po głowie.
- Nie znam Gabrielle długo. Wiedziałem o narkotykach w jej kurtce. Znalazłem je przypadkowo. Postanowiłem je zostawić, by nauczyć ją, że sama kieruje swoim życiem i sama dokonuje w nim wyborów. Jeśli wybierze źle, to je schrzani i będzie to wyłącznie jej wina. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, żeby zostawić ją w posiadaniu prochów. To tylko i wyłącznie moja wina…
- Niech pan się nie…
- Proszę mi nie przerywać. Chcę powiedzieć co czuję. To dla mnie bardzo ważne. - W odpowiedzi uzyskał tylko skinienie głową. – Jak już mówiłem, nie znam jej długo. Ale widzę w niej nutkę dobroci, ludzkiego piękna, które nigdy nie potrafiło rozkwitnąć. Chce jej w tym pomóc. To nie chodzi o to, że ona jest kobietą, a ja mężczyzną. Mam narzeczoną i kocham tylko ją. Po prostu zapałałem do tej dziewczyny przyjaźnią. Chcę jej pomóc, choć nie wiem jak. Chcę jej pomóc, choć to nie łatwe, ale nikt nie powiedział, że życie będzie łatwe…

Między mężczyznami zapanowała głucha cisza. Norton zmarszczył brwi, oddając się intensywnie swoim myślom.
- A co jeśli spróbuje znowu? I wtedy nie będzie miała nikogo, kto mógłby jej pomóc? Co jeśli nie będzie pod fachową opieką, jak tutaj w szpitalu? – Zapytał.
- Chodzi mi tylko o ostatnią szansę, jedną jedyną. Jeżeli się nie uda, polegniemy. Ale jeżeli się uda i ta dziewczyna jakoś wyjdzie na prostą, to będzie nas wszystkich wielki sukces. Kolejne ocalone życie… Policja tylko pogorszy sprawę. Ja na jej miejscu jeszcze bardziej bym się załamał widząc przed sobą posterunkowych i zatrzymanie za posiadanie narkotyków.
- To ma sens, ale co powiem pielęgniarkom, które były wtedy ze mną?
- A lubią 30 Seconds To Mars? – Uśmiechnął się, a w jego oku pojawił się tajemniczy błysk.
- Tak, raczej tak. A czy to próba przekupstwa?

Mężczyźni zaśmiali się głośno. Zawarli pakt polegający na ocaleniu jednej zagubionej duszy. Oboje wiedzieli, że działają w słusznej sprawie, a zwycięstwo osiągną tylko wtedy, gdy wytrwale będą dążyli do celu. Wiedzieli też, że nie będzie łatwo. Sprowadzić na odpowiednią drogę osobę, która chciała się zabić nigdy nie jest łatwo. Będą pojawiały się kolejne przeszkody, ale czemu nie spróbować? Nadzieja nigdy przecież nie umiera…

________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że notki w tamtym tygodniu nie było, a powinna być. Oddałam się wakacjom, dlatego opowiadanie trochę na tym ucierpiało :/ Już wróciłam z idealnego świata do rzeczywistości i tego typu opóźnień nie powinno być.
Bye! :)


EDIT: Jeśli ktoś czyta notkę w późniejszym terminie, niż w październiku 2011, a w komentarzach pojawia się imię "Emily" proszę nie wytrzeszczać oczu. Nastąpiła zmiana imienia głównej bohaterki na Gabrielle. Emily pojawiała się na innych blogach i nie chcę, by brano to jako niewymyślone przez autorkę, jako ściągnięty detal tudzież plagiat.

2 komentarze:

  1. HA! NN!!!!!!!!!!!! Jej, dlaczego ? Emily jest w tak dłuuuugiej śpiączce, a Jared jest idiotą. Pisz szybko, SZYBCIUUUTKO, następny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam do siebie na rozdział 2.
    Ellie

    OdpowiedzUsuń